Kiedy jako świeżo upieczony lekarz wstąpiłem do wspólnoty życia konsekrowanego Ruchu Focolari, nie wyobrażałem sobie, jaką przygodę Bóg dla mnie przygotował.

Był początek lat sześćdziesiątych i trwał Sobór Watykański II. Biskupi z NRD, którzy przybyli do Rzymu, dawali wyraz swemu zmartwieniu o przyszłość szpitali katolickich w tym kraju. Wielu lekarzy uciekło bowiem stamtąd na zachód ku wolności i lepszym zarobkom, a szpitalom groziło zamknięcie. Słysząc o tym, Chiara Lubich, założycielka Ruchu Focolari, widziała konieczność pomocy Kościołowi, a zarazem możliwość, aby tą drogą rozwijać Ruch Focolari za żelazną kurtyną. Prosiła więc fo­kolarinów lekarzy o podjęcie starań, by przeprowadzić się do NRD i rozpocząć pracę w szpitalach katolickich. Zgłosiło się siedmiu. Byłem jednym z nich.

Szpital św. Elżbiety w Lipsku mieścił 450 pacjentów na trzech oddziałach: chirurgicznym, ginekologiczno-położniczym oraz wewnętrznym. Pracowaliśmy we dwóch: Giuseppe Santanche, jeden z pierwszych towarzyszy Chiary, specjalista anestezjolog mający za sobą 12 lat pracy, i ja, tuż po studiach. Musieliśmy zapewnić stały dyżur anestezjologiczny. Dlatego każdy z nas, po 8 godzinach pracy, 15 razy w miesiącu musiał pozostać również na dyżurze nocnym. Zostawało nam więc niewiele czasu na spotkania z ludźmi zainteresowanymi Ruchem. Czasem zadawaliśmy sobie pytanie, czy pracując tak dużo, spełniamy zadanie, dla którego wyjechaliśmy do NRD: chcieliśmy bowiem nieść pomoc szpitalom w trudnej sytuacji, ale również rozwijać Ruch Focolari. A na spotkania z ludźmi poza szpitalem mieliśmy tak mało czasu... Z wielką pomocą przyszła nam zasada, którą Chiara określiła jako „praca we dwoje”, czyli że kiedy staramy się kochać Jezusa tam, gdzie On nas potrzebuje, On działa tam, gdzie my nie możemy być.

Byliśmy świadomi, że władze NRD nas obserwują, ale nie mieliśmy pojęcia, co o nas wiedzą. Jako lekarze otrzymaliśmy pozwolenia na pobyt i pracę, ale jako Ruch Focolari byliśmy na indeksie, tak jak każdy inny ruch społeczny czy religijny. Z dnia na dzień mogliśmy zostać aresztowani i uwięzieni na miejscu lub wysłani dalej, na wschód... Co robić? Ukrywać się? Czy wtedy jednak spełnilibyś­my naszą misję? (...)

 

KS. ROBERTO SALTINI

Pastores poleca