Z GEORGEM WEIGLEM, teologiem i filozofem, pisarzem, członkiem Ethics and Public Policy Center w Waszyngtonie, rozmawia Grzegorz Górny
Co księża powinni wiedzieć na temat homoseksualizmu? Czy można go traktować jako duszpasterskie wyzwanie? Czy jest to rzeczywiście ważny problem dla Kościoła?
Wydaje mi się, że powinniśmy rozróżnić tu kilka spraw. Przede wszystkim istnieje zjawisko pociągu do osób tej samej płci, stanowiące wyzwanie duszpasterskie dla Kościoła, który stara się pomóc swoim wiernym w prowadzeniu życia seksualnie zintegrowanego zgodnie z prawem Bożym, prawem moralnym wpisanym w ludzkie serce. Ten problem duszpasterski ma wymiar psychologiczny i psychiatryczny, a duszpasterze zajmujący się osobami doświadczającymi pociągu do osób tej samej płci powinni pozostawać w kontakcie z kompetentnymi katolickimi psychologami i psychoterapeutami. Poza tym istnieje ruch „wyzwolenia gejów”, który jest zjawiskiem o szerokim oddźwięku społecznym i politycznym na Zachodzie. Kościół, oczywiście, uczy szacunku dla każdej osoby ludzkiej. Ale szacunek ten nie może być błędnie utożsamiany z akceptowaniem wszystkich żądań ruchu „wyzwolenia gejów” (znanego w Ameryce pod nazwą ruchu LGBTQ) w sferze prawa i polityki. Kościół i jego wierni muszą się na przykład przeciwstawiać żądaniom tych, którzy promują „małżeństwa jednopłciowe” będące parodią związku małżeńskiego. Kościół musi też w pełni bronić wolności religijnej wobec zagrożeń ze strony osób promujących program „wyzwolenia gejów”, które starają się zamknąć Kościołowi usta albo ograniczyć jego działalność edukacyjną i charytatywną.
Jakim językiem powinno się mówić na ten temat? Jakiego nazewnictwa używać: skłonność? tendencja? orientacja? W dokumentach kościelnych na temat homoseksualizmu nie występuje termin „orientacja”, jednak coraz częściej tego rodzaju języka używają poszczególni hierarchowie, prezbiterzy, a także formatorzy kapłańscy. Czy to wszystko jedno, jakich słów używamy, mówiąc o homoseksualizmie, czy jednak ma to znaczenie?
To skomplikowany problem, ponieważ „pociąg do osób tej samej płci” nie jest określeniem łatwym ani prostym, podczas gdy słowo „orientacja” jest o wiele łatwiejsze w użyciu. Jednak słowo „orientacja”, przynajmniej w języku angielskim, sugeruje coś niezmiennego i stałego, może nawet determinowanego genetycznie, a tego nie potwierdzają dowody naukowe. Dlatego, kiedy to tylko możliwe, staram się stosować określenie „pociąg do osób tej samej płci” pomimo jego niezgrabności.
Czy Kościół ma rację, nie dopuszczając do święceń nie tylko ludzi aktywnych homoseksualnie, ale także tych o płynnej seksualności albo o nieaktywnej, wygaszonej skłonności homoseksualnej?
Dojrzałość seksualna przeżywana jako dozgonne zobowiązanie do celibatu jest nieodzowna u powołanych do prezbiteratu i posługi biskupiej. Dojrzałość taką bardzo trudno osiągnąć w tym pełnym zamętu momencie historii naszej cywilizacji i dotyczy to zarówno osób „heteroseksualnych”, jak i tych, które doświadczają pociągu do osób tej samej płci. Fundamentalnym pytaniem pozostaje zawsze to, czy kandydat do kapłaństwa jest emocjonalnie, duchowo i po ludzku dojrzały, bez względu na jego skłonności. Nieprzezwyciężony pociąg do osób tej samej płci może być oznaką duchowego zaburzenia. Dlatego istnieje konieczność bardzo wnikliwej oceny tej sytuacji, zanim kandydat zostanie dopuszczony do święceń. Drogowskazem w tej kwestii powinna być zwłaszcza Instrukcja nt. kryteriów rozeznawania powołania u osób z tendencjami homoseksualnymi ubiegających się o przyjęcie do seminariów i dopuszczenie do święceń, opublikowana 4 listopada 2005 roku przez Kongregację Wychowania Katolickiego i zatwierdzona przez papieża Benedykta XVI.
Jaki największy błąd popełnia się w wychowaniu seksualnym w seminarium?
Nie mam dużego doświadczenia odnośnie do seminariów, ale biorąc pod uwagę czasy, w których żyjemy, spodziewałbym się, że zasadniczym mankamentem może być oddzielanie psychologii od duchowości, skupianie się na definicji „zdrowej seksualności”, która nie bierze w pełni pod uwagę biblijnej wizji ludzkiej seksualności, jaką reprezentuje na przykład teologia ciała Jana Pawła II.
Jakie były źródła skandali seksualnych w USA? Czy były to skandale pedofilskie, czy raczej homoseksualne? Czy między tymi kategoriami istnieje jakiś związek?
Nie jestem psychiatrą, ale w kategoriach klinicznych „pedofilia” to syndrom występujący u człowieka doświadczającego pociągu seksualnego do osób, które są przed okresem dojrzewania. W tych kategoriach klinicznych olbrzymia większość przypadków nadużyć seksualnych w USA nie dotyczyła pedofilii, ale raczej homoseksualnych napaści albo homoseksualnego uwodzenia dorastających chłopców i młodych mężczyzn. Media jednak przylepiły tym nadużyciom etykietkę „skandalu pedofilskiego” i nawet największa ilość danych nie była w stanie tego zmienić.
Czy w perspektywie historycznej epoka po rewolucji seksualnej w XX wieku wywołała najwięcej grzechów seksualnych, czy też zjawisko to zawsze miało podobne natężenie?
Seksualny mętlik trwa od czasów Adama i Ewy. To dlatego kultury mają różne tabu, a społeczeństwa – prawa porządkujące zachowania seksualne, które są, były i zawsze będą potężnym, a czasem potężnie niepokojącym czynnikiem wpływającym na kondycję ludzką.
Dzisiejsza sytuacja jest o tyle odmienna, że rewolucja seksualna rozmontowała wszystkie tabu i jest o krok od rozmontowania większości zachodniego prawa w tej dziedzinie. Tempo, w jakim ruch na rzecz tak zwanych „małżeństw homoseksualnych” odnosił jedno zwycięstwo po drugim, jest wyrazem tego, jak głęboko sięga ta dezorientacja. Ale z chwilą, gdy Zachód skutecznie „odseparował” seks od prokreacji przez pigułkę antykoncepcyjną i kulturę, którą ona wytworzyła, było tylko kwestią czasu, żeby osoby doświadczające pociągu do osób tej samej płci zażądały także dla siebie możliwości korzystania z „dobrodziejstw” seksualnie „wyzwolonego” społeczeństwa.
Jak księża powinni reagować na zasłyszane fakty o homoseksualizmie współbraci? Jak powinni postąpić, jeśli mają na to dowody? A jak reagować na podobne podejrzenia wobec przełożonych?
Wydaje mi się, że ksiądz, który wie, że jego współbrat w kapłaństwie doświadcza jakichś zaburzeń seksualnych – to znaczy, że łamie zobowiązanie do życia w czystości w celibacie, czy to z kobietami, czy z mężczyznami – ma obowiązek porozmawiać z nim po bratersku, oferując mu pomoc w zreformowaniu życia. Jeśli współbrat odmówi przyjęcia takiej pomocy, to o zaistniałej sytuacji powinny zostać poinformowane odpowiednie władze duchowne, a wtedy przełożony staje się odpowiedzialny za zajęcie się tą sprawą z miłosierdziem, ale stanowczo. Jeśli wiadomo, że miejscowy biskup ma problemy seksualne, wydaje mi się, że należy poinformować metropolitę, tak by mógł zaoferować mu pomoc, a w przypadku arcybiskupa informację powinien otrzymać nuncjusz apostolski.
Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne, a także Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne potępiły tak zwaną terapię reparatywną homoseksualizmu jako przejaw homofobii. Czy środowiska chrześcijańskie będą w związku z tym wycofywać się z promocji tego rodzaju terapii, czy będzie ona nadal prowadzona? Jaka jest wartość tego rodzaju pomocy dla osób ze skłonnościami homoseksualnymi?
Jak już mówiłem, nie jestem psychiatrą, ale wspierałem działalność organizacji „Courage”, katolickiego duszpasterstwa dla ludzi doświadczających pociągu do osób tej samej płci, z powodzeniem pomagającego mężczyznom i kobietom w osiągnięciu nowego poziomu dojrzałości seksualnej i moralnej. Kościół nie ma innego wyboru, jak odrzucić w tym miejscu zarzut „homofobii”, bo pogodzenie się z nim oznaczałoby zdradę Ewangelii.
Czy związek homoseksualny może być drogą do świętości, jak niektóre media zinterpretowały pewne zapisy, które pojawiły się w dokumencie roboczym w czasie niedawnego Synodu Biskupów o rodzinie?
Jak to zauważył bardzo dawno temu św. Augustyn, w kondycji ludzkiej mamy do czynienia z „drabiną miłości”; jesteśmy powołani do wspinania się na nią z pomocą łaski Bożej. Dojrzały pasterz potrafi przyjąć każdego w tym miejscu, w którym znajduje się on na owej drabinie miłości, ale go tam nie zostawia. Cały sens „spotykania ludzi tam, gdzie są”, polega na wzywaniu ich do czegoś wyższego, szlachetniejszego, dającego większe ludzkie spełnienie i większą dojrzałość w kategoriach chrześcijańskich. Wszyscy musimy uczyć się porzucać fałszywe miłości, by znajdować prawdziwe i by spotkać samą Miłość. Myślę, że do takiej wrażliwości wzywa nas papież Franciszek. Ale relacja z pierwszego tygodnia obrad Synodu zawierała kilka bardzo poważnych błędów w wyjaśnieniu tego stanowiska, sugerując, że istnieje jakaś zgodność między żądaniami ruchu „wyzwolenia gejów” i tym, że Kościół rozpoznaje dobro, jakie można znaleźć we wszystkich formach prawdziwej przyjaźni i wierności.
Czy Pana zdaniem stosunek Kościoła do homoseksualizmu zmienił się znacząco w czasie pontyfikatu papieża Franciszka? W końcu nieprzypadkowo został on wybrany Człowiekiem Roku 2013 przez gejowski magazyn „The Advocate”. Środowiska LGBTQ opierały się na słowach wypowiedzianych przez Papieża na temat homoseksualnego zachowania pewnego księdza: „kimże ja jestem, żeby go osądzać?”.
Zdanie to, jak mówiłem już dziesiątki razy, zostało całkowicie wyrwane z kontekstu. Papież odniósł się w nim do kogoś, kto przeżywał i realizował pociąg do osób tej samej płci, a potem wyraził skruchę, zmienił swoje życie i starał się iść za Chrystusem. Nie był to w żadnym wypadku przykład „nieosądzania” sfery seksualnej, ale tak został zinterpretowany przez ludzi, dla których programu politycznego korzystne było wyrwanie słów Papieża z kontekstu.
Karol Lwanga i Towarzysze, wspominani w liturgii 3 czerwca, ponieśli śmierć męczeńską, bo odmówili homoseksualnego stosunku z władcą. Czy nagłaśnianie tej postawy przez duszpasterzy ma dzisiaj sens?
Nie wiem, jak jest w polskim brewiarzu, ale krótka notka biograficzna w brewiarzu amerykańskim na dzień 3 czerwca zachowuje w tej sprawie raczej pruderyjną powściągliwość i mówi, że zostali zabici, ponieważ „nie chcieli spełnić niedorzecznych żądań króla”. Jeśli prawda o tych męczennikach może być głoszona tak, by wzywać wszystkich w Kościele do życia w czystości odpowiedniej dla ich stanu i do odrzucania fałszywych pojęć na temat seksualności bez względu na formy, jakie przyjmują, to nie widzę problemu, by jaśniej mówić, na czym polegały te „niedorzeczne żądania”.
Sto lat temu powszechna społeczna akceptacja homoseksualizmu była czymś nie do pomyślenia. Dziś staje się ona normą w kulturze i społeczeństwach Zachodu. Podobny proces przeszły niektóre denominacje protestanckie. Czy jest możliwe, by Kościół katolicki w przyszłości także zaakceptował homoseksualizm? Środowiska gejowskie twierdzą, że podobnym przypadkiem było niewolnictwo, co do którego Kościół ostatecznie dopuścił zmianę opinii.
Nauczanie Kościoła na temat seksualności nie jest sprawą „opinii”, ale zarówno Objawienia, jak i rozumu. A więc odpowiedź brzmi: nie, Kościół katolicki nie pójdzie drogą wyznaczoną przez liberalny protestantyzm.
z angielskiego tłumaczyła Magda Sobolewska