To druga, po bardziej faktograficznej Z Bogiem w Rosji, publikacja amerykańskiego jezuity o polskich korzeniach, napisana z pomocą jego współpracownika i przyjaciela (wyd. oryg. USA 1973). Czyta się tę książkę niczym duchowy traktat, gdyż i Albertyn (miasteczko we wschodniej Polsce, z misyjnym ośrodkiem jezuickim, zniszczonym w ciągu kilku tygodni jesienią w 1939 roku), i moskiewska Łubianka (wielogodzinne przesłuchania, totalna izolacja, ekstremalny głód – i tak przez 5 lat), a potem sowieckie łagry (15 lat ciężkich robót i wyniszczających warunków życia) i Norylsk (posługa pośród prześladowań i szykan, w dusznej atmosferze ateistycznej propagandy) zdają się być jedynie „okazjami”, by ujawnić konkretne, głębokie doświadczenie drogi z Bogiem. Bo autor – jak sam pisze – odebrał nie tylko bolesną lekcję, widząc, „jak Kościół widzialny, jeszcze nie tak dawno silny i zorganizowany, słabnie pod ciosami agresorów”, ale też przekonał się o Bożym prowadzeniu pośród pokus instalowania się na tej ziemi i zabiegania o takie czy inne wygody. Po aresztowaniu i osadzeniu w więzieniu NKWD doświadczył bezużyteczności, pustki i przytłaczającej bezradności. Próbował utrzymać się w pionie z pomocą jezuickiego porządku dnia. W książce nie tylko opisuje, ale i rozeznaje swój stan (noc ciemna, brak zewnętrznych pocieszeń), przyznaje też, jak użala się nad sobą. Nie raz mocno przekonuje się o tym, że „w sytuacji wszelkich udręk tylko On jest wierny i stały w swej miłości”. Dojrzewa do tego, by uznać i faktycznie przyjąć, że „z punktu widzenia Opatrzności nie ma realiów pozbawionych wartości i celu”. Autor nie tylko zdaje sprawę ze swoich spontanicznych odczuć czy zareagowań, ale dzieli się tym, jak odczytywał wolę Bożą w skrajnie trudnym położeniu; poza tym – już z pewnej perspektywy czasowej – szerzej analizuje sytuację duchową, w której się znalazł. I te jego refleksje, mocno osadzone w konkrecie, są niczym ponadczasowe nauki mistrza. Zmieniać przede wszystkim siebie, troszczyć się o niezłomnego ducha w sobie, ale i o ciało u granic wyczerpania, dzielić na różny sposób niedolę ludzi, modlić się wszystkimi wydarzeniami, oddawać Bogu przyczółki do tej pory kontrolowane przez siebie, codziennie przyjmować zależność od Niego i Jego woli, wierzyć, że nie ma życia i cierpienia, które byłyby dla Boga nieważne, traktować upokorzenia jako przejaw Jego opatrzności... – można by długo wymieniać. Cała historia o. Waltera Ciszka (zm. 1984), dziś już Sługi Bożego, wciąż chyba zbyt słabo znana, może być nieocenioną pomocą dla pasterzy doznających zwątpień, frustracji, załamań czy kryzysów. Warte zauważenia jest również to, że jego marzenia o wyjeździe na „misje do Rosji” wypełniły się w sposób, którego nie mógł sobie ani zaplanować, ani nawet wyobrazić.

 

af

Pastores poleca