(…) Mówią, że człowiek do wszystkiego może się przyzwyczaić. Doświadczam teraz prawdziwości tego stwierdzenia. Gdy w nocy wyją syreny alarmowe, zapowiadając możliwy atak rakietowy, staramy się żyć normalnie. Staramy się, bo przecież życie nie jest normalne: w czasie takiego alarmu przestaje działać komunikacja miejska, a ludzie powinni udać się do schronów. Wielu tak robi, ale nie wszyscy.


My z dziećmi (przedszkolakami i uczniami) za każdym razem chowamy się w pomieszczeniach dolnego kościo­ła. Czasem zagrożenie trwa parę minut, niekiedy kilka godzin. Często bywa tak, że w ciągu godziny jest kilka alarmów, co utrud­nia codzienne życie. Kiedy jestem z dziećmi na placu zabaw, ich reakcje są różne. Na ogół na chwilę się zatrzymują, patrzą na moją reakcję. Część dzieci krzyczy, że jest alarm i trzeba uciekać, inne podchodzą blisko i nie chcą odejść. Są i takie, które wracają do zabawy – rodzi się wówczas pytanie: czy się przyzwyczaiły?
Dziecięce zabawy bardzo się zmieniły; maluchy ciągle bawią się w wojnę, ale nie tak jak dawniej. Już nie walczą jedne z dru­gimi, wszystkie razem walczą z wrogiem! Strzelają do ptaków i mówią, że strącają rakiety. Kopią naokoło drzewa schrony, składy amunicji, korytarze dla żołnierzy, aby mogli się schować i odpocząć: są tam miejsca do spania, kuchnia, łazienka, jest nawet wentylacja. Takie teraz są zabawy pięcio- i ośmiolatków...
Przez wrogie ataki na obiekty infrastruktury krytycznej przez parę miesięcy często byłyśmy bez prądu, wody, ogrzewania. Ak­tualnie sytuacja się poprawiła: mamy już prąd. Ciągle istnieje zagrożenie, że
znów pozostaniemy bez elektryczności, gdyż ataki wrogich rakiet są możliwe.
Starałyśmy się nie… (…)



Więcej przeczytasz w najnowszym numerze kwartalnika PASTORES 99 (2) Wiosna 2023.

Pastores poleca