Gdyby Ksiądz Biskup miał spojrzeć po latach na drogę swojego powołania, jakie etapy by na niej wyróżnił?
Zacząłbym od domu, od rodziny, bo to są pierwsze, fundamentalne doświadczenia Boga i obecności w Kościele. Dorastałem w wiejskiej parafii, gdzie ludzie się znają, proboszcz jest jednym z nas, są cztery kościoły i jedna kaplica. Byłem, jako ministrant od małego dziecka, mocno zżyty z ołtarzem. Ceniłem też katechezę w salce przy gorzowskiej katedrze, na którą chciało się chodzić, dzięki której nasza wiara się pogłębiała. Miałem szczęście do katechetów – pięknie nas prowadzili przez młodzieńczy etap życia. Doświadczenie domu, Kościoła, modlitwy, niedzieli okazało się decydujące i sprawiło, że mogłem na nowo się określić w czasie, gdy najbardziej nawet poukładana wiara dziecięca się kończy. Mając 14 lat, znalazłem się w internacie w Gorzowie, a tam robiono wszystko, żebyśmy w niedzielę nie mogli być na Mszy świętej; tak układano nam czas, że mogliśmy wyjść tylko po obiedzie na parę godzin. Musieliśmy zatem wcześnie rano wymykać się z internatu bocznym wyjściem lub przez okno. Te utrudnienia, paradoksalnie, raczej mnie hartowały i powodowały, że łatwiej mi było spotkać się z Bogiem w bardzo osobistej relacji. Pojawiło się pytanie, co dalej... (…)
Więcej przeczytasz w najnowszym numerze kwartalnika PASTORES 106 (1) 2025.