Nasze dzisiejsze spotkanie

Dzień Krajowego Kongresu Powołań zgromadził was, młodych ludzi, pochodzących z bardzo różnych środowisk, znajdujących się w różnorodnych sytuacjach[1]. Toteż z waszych serc wznoszą się do Boga wielorakie modlitwy.

Dzisiaj ma to być głównie modlitwa dziękczynna, obchodzimy bowiem dzień dziękczynienia za dar powołań. Będziemy dziękować Bogu za to, że darzy Kościół święty powołaniami kapłańskimi, koniecznymi do jego życia i wzrostu, oraz powołaniami do życia konsekrowanego, ubogacającymi go duchowo. Wśród was jest i wielu takich, którzy będą z radością dziękować Bogu za otrzymany dar własnego powołania.

Ale z tym hymnem dziękczynienia, płynącym z waszych serc, łączyć się musi także żarliwa prośba o liczne powołania, zwłaszcza kapłańskie, gdyż odczuwa się obecnie wielki brak księży w skali światowej. A ten z was, kto poszedł za głosem Chrystusa, będzie także prosił o umocnienie swego powołania.

Na pewno nie brak i tych, którzy przybyli, myśląc o życiu kapłańskim lub zakonnym, lecz nie są zdecydowani. Przybyli z pewną zadumą: czego chce ode mnie Pan? Będą oni prosić o światło Ducha Świętego. Może w niejednym, który nigdy o tym nie myślał, zrodzi się dzisiaj zamiar pójścia za Chrystusem w służbie kapłańskiej lub przez profesję rad ewangelicznych.

Z tym bogatym wachlarzem modlitw stajemy przed Chrystusem rzeczywiście obecnym w Eucharystii, tym Chrystusem, którego Jan Chrzciciel wskazał Andrzejowi i Janowi, a oni poszli za Nim (por. J 1,35-39). Tym Chrystusem, który potem powołał Piotra, którego przyprowadził do Niego Andrzej (por. 1,40-42), następnie Filipa i Natanaela (por. 1,43-51) oraz Mateusza, siedzącego w komorze celnej (por. Mt 9,9; Mk 2,14; Łk 5,27-28). W sumie wybrał ich dwunastu i wysłał ich z misją apostolską (por. Mt 10,1-5; J 17,18). Wyznaczył jeszcze innych, siedemdziesięciu dwóch, i posłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał (por. Łk 10,1-9). Stajemy przed tym Chrystusem, który powiedział też do bogatego młodzieńca: „Chodź za Mną”, lecz ten nie poszedł, bo trudno mu było rozstać się ze swoim mieniem (por. Mk 10,17-22). Wśród powołanych do apostolstwa był także Judasz, który jednak się sprzeniewierzył. Już po swoim wniebowstąpieniu Jezus w sposób bardzo swoisty i wymowny powołał Szawła, gdy ten jechał do Damaszku z zamiarem prześladowania chrześcijan (por. Dz 9,1-19; 22,6-21). Potem przez dwa tysiące lat kontynuował i nadal kontynuuje to powoływanie.

Dzisiejsze czytania mszalne (sobota czwartego tygodnia wielkanocnego) ukazują nam właśnie tych powołanych. W Ewangelii słyszeliśmy wyjątek z opisu Ostatniej Wieczerzy, podczas której Pan Jezus bardzo intensywnie pouczał Apostołów i przygotowywał ich do spełnienia misji po Jego śmierci i zmartwychwstaniu (por. J 14,7-14); zaś pierwsze czytanie mówiło o apostolskiej pracy Pawła wraz z Barnabą w Antiochii Pizydyjskiej (por. Dz 13,44-52).

Ten Chrystus, którego na kartach Pisma Świętego widzimy powołującego i przygotowującego Apostołów i uczniów, podczas Eucharystii staje się rzeczywiście obecny wśród nas w akcie swej kapłańskiej Ofiary i zarazem największej miłości: w ofierze krzyża. Nie można obok tej miłości przejść obojętnie. Toteż w naszej dzisiejszej modlitwie, i w każdej Mszy świętej, spoglądajmy bardzo mocno w miłującą twarz Chrystusa, umierającego na krzyżu za nas, za Kościół święty, aby ten Kościół rósł, aby uczył i zbawiał świat.

Uczestniczenie w Eucharystii, podczas której Najwyższy Kapłan jest rzeczywiście obecny wśród nas w swej ofierze krzyża, jest kluczowym momentem wyrażania dzisiaj naszych wielorakich modlitw.

By intensywniej się modlić

Chciałbym najpierw zwrócić uwagę na to, że powszechnie odczuwa się dzisiaj brak kapłanów, a świat rzeczywiście ich potrzebuje. Uderza nas ogrom zła na świecie. Mimo wielkiego postępu nauki i techniki, w żadnym wieku nie było tylu okrutnych wojen i przestępstw, takiego ludobójstwa i poniżania godności człowieka, tyle niesprawiedliwości, co więcej – tyle niewolnictwa. Jak niedawno doniosła prasa, ekspert ONZ Pino Arlacchi na spotkaniu z przedstawicielami rządu włoskiego stwierdził: „Przez ponad cztery wieki w Afryce i Ameryce było łącznie około 12 milionów niewolników. Tymczasem w ciągu ostatnich 20 lat do stanu niewolnictwa sprowadzono 200 milionów ludzi”. Niewolnictwo przybrało oczywiście nowe formy. Wśród nich Arlacchi wymienia „niewolnictwo kobiet i dzieci zmuszonych do prostytucji, pracowników przymusowych i niewolników z powodu zadłużenia”. Według oceny ONZ około dwóch, trzech milionów dzieci na świecie jest wykorzystywanych seksualnie i zmuszanych do prostytucji.

Wobec tych rzeczywistości przychodzi na myśl scena z Makbeta Szekspira, kiedy to żona tytułowego bohatera, mająca na sumieniu niejedną zbrodnię, wstaje w nocy z łóżka, chodzi po pokoju i trze sobie ręce, jakby chciała z tych rąk coś zmazać. Wiadomo, chodzi o plamę krwi. Wezwano lekarza. Ten popatrzył na nią i potem jakże mądrze powiedział: „O, jej nie lekarza, lecz księdza potrzeba”. Tak, w dzisiejszym świecie – pełnym terroryzmu, wojen, zbrodni, nienawiści, niesprawiedliwości, kłamstwa itd. – potrzebny jest właśnie ksiądz. Potrzebne są jego ręce, jego nauki, jego serce, jego entuzjazm. To właśnie ksiądz, będący narzędziem Chrystusa, przyczynia się najpełniej do prawdziwego dobra ludzi.

To on otwiera nam szerokie horyzonty ludzkiego istnienia, nie ograniczone tylko do ziemskiej rzeczywistości. Ukazuje całą prawdę o naszym życiu i czyni nasze myślenie bardziej pełnym, bardziej realistycznym, bo nie ograniczonym tylko do tych małych okoliczności ziemskiego istnienia, ale biorącym pod uwagę całość ludzkiej egzystencji w perspektywie wiecznej.

To on przyczynia się w sposób istotny do prawdziwego postępu ludzkości, bo problemów ludzkości nie rozwiąże się polityką, ideologią, sloganami o pokoju czy sprawiedliwości, jeżeli człowiek nie będzie żył w pełnej prawdzie, jeżeli nie pozwoli ubogacić się Bożym światłem i Bożą mocą. Co więcej, jeżeli z postępem wiedzy i nauki nie złączy się rozwoju moralnego człowieka, postęp ten łatwo obraca się przeciw człowiekowi, dostarcza bowiem coraz to okrutniejszych narzędzi zbrodni. Czyż tego dowodem nie jest rzeczywistość naszego wieku?

Ksiądz daje to, czego w gruncie rzeczy pragnie każde ludzkie serce, choć nie zawsze zdaje sobie z tego sprawę. To właśnie ksiądz czyni rzeczywiście obecnym Chrystusa w Eucharystii. Dzięki jego posłudze zostają nam odpuszczone grzechy w sakramencie pokuty. To on prowadzi nas do zbawienia, do wiecznego szczęścia. Czyż może być jakaś wspanialsza posługa człowiekowi?

Kapłaństwo nie zostaje nikomu dane na jego własny użytek ani też na własny użytek nie jest nikomu dane powołanie do życia konsekrowanego. Są to dary dane Kościołowi, dla dobra całego Kościoła, dla jego budowy i wzrostu. Toteż sprawa powołań, zwłaszcza do kapłaństwa, musi leżeć na sercu każdemu wierzącemu.

Dobrze więc, że przybyli dzisiaj nie tylko ci, którzy czują się powołani lub myślą o kapłaństwie lub życiu konsekrowanym. To jest sprawa nas wszystkich. Wszyscy powinni być zainteresowani tym, aby była wystarczająca liczba księży koniecznych do tego, by Kościół mógł spełniać misję powierzoną mu przez Chrystusa; by nie zabrakło też tych, którzy poprzez profesję ślubów duchowo go ubogacają.

Możemy się do tego przyczynić przez modlitwę o powołania do kapłaństwa i życia konsekrowanego, przez ofiarowanie swoich cierpień w tej intencji, przez różnego rodzaju pomoc tym, którzy wybrali tę drogę.

Niedawno czytałem o takim zdarzeniu. Po odprawieniu przez prymicjanta pierwszej Mszy świętej w kaplicy kolegium sióstr zakonnych, przełożona domu dostarczyła mu zamkniętą kopertę z napisem „Do przekazania Franciszkowi po jego pierwszej Mszy świętej”. Kapłan natychmiast poznał pismo swej siostry, zmarłej w tym domu przed kilkoma laty. Gdy był sam, otworzył list i przeczytał: „Franciszku, pobłogosław mi, nie jako pierwszej, lecz jeżeli chcesz, to zaraz po naszej mamie. Myślę, że także ja jestem matką twego powołania i twego kapłaństwa. Posłuchaj! Trzy lata temu, kiedy widziałam, jak ty boleśnie wątpisz w twoje życie i w twoją przyszłość, poczułam, że aby uratować twoje powołanie i twoją wiarę, Bóg chce ode mnie ofiary największej miłości. Pewnego dnia przyszedłeś do mnie. Pamiętasz? Czułam się bardzo źle, byłam bardzo przygnębiona. Na moje rady odpowiedziałeś jedynie spojrzeniem i wyszedłeś, nie dając mi nadziei. Wtedy poszłam do kaplicy, uklękłam i powiedziałam Jezusowi: «Jezu, wiem, że to jest kwestia miłości. Jeżeli chcesz, weź moją miłość i moje życie, lecz spraw, by mój brat został księdzem, został dobrym księdzem!». Dziękuję Ci, Franciszku, że przyczyniłeś się do mojej słodkiej ofiary oddania życia z miłości za (...) twoje powołanie do kapłaństwa”. Ks. Franciszek został misjonarzem na Alasce. Podtrzymywany przykładem i miłością swej siostry, poświęcił życie dla Chrystusa i Ewangelii[2].

Każdy w taki czy inny sposób może się przyczynić do wzrostu powołań w świecie.

Kochani! Niech ten dzisiejszy dzień, ta modlitwa zaowocują w naszym codziennym życiu troską, by nie zabrakło żarliwych, świętych kapłanów, i innych ludzi całkowicie oddanych Bogu, dla budowania Kościoła i zbawienia dusz.

[1] Kazanie wygłoszone w czasie Mszy św. dla młodzieży, podczas Krajowego Kongresu Powołań „Powołani w trzecie tysiąclecie”, Jasna Góra, 20 maja 2000. Tytuł i skróty pochodzą od Redakcji.

[2] F. Crippa, Uomini in nero, cyt. za: Esempi catechistici „Jesus”, zesz. 13, s. 49-50.


Źródło: „Pastores”, 9 (4) 2000, s. 133-137
Fot. Wikipedia

 

Pastores poleca