W Biblii w czterech miejscach Pan Bóg mówi o jedności mał­żonków, że stają się jednym ciałem, gdy im błogosławi w mo­mencie zawierania przez nich sakramentu małżeństwa, gdy składają sobie ważną małżeńską przysięgę. Bóg tych małżonków w każdej sytuacji i okolicznościach widzi razem jako „jedno cia­ło” (nawet po rozwodzie i gdy wchodzą w nowe związki). Stary Testament wyraźnie zaznacza: „Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem” (Rdz 2,24). Nawiązuje do tych słów Nowy Testament: „Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co więc Bóg złą­czył, tego niech człowiek nie rozdziela” (Mk 10,6-9; por. Mt 19,6 i Ef 5,31).

Do tego, iż małżonkowie mają być „jednym ciałem”, odnosił się nie raz św. Jan Paweł II. „Trudno nie dostrzec – mówił w homilii 15 października 2000 roku podczas Światowego Spo­tkania Rodzin w Rzymie – całej mocy tego wyrażenia! W rozumieniu biblijnym słowo «ciało» nie oznacza jedynie fizycznej natu­ry człowieka, ale całą jego tożsamość duchową i cielesną. Mał­żonkowie tworzą nie tylko wspólnotę ciał, ale prawdziwą jedność osób. Jest to jedność tak głęboka, że stają się oni w doczesnej rzeczywistości niejako odblaskiem Boskiego «My» trzech Osób Trójcy Świętej”.

A tak o doświadczeniu jedności małżeńskiej pisze mąż, który próbował znaleźć szczęście z inną kobietą: „Wtedy zasiało się we mnie jakieś ziarno. Jakbym zrozumiał, że nigdy już nie będzie normalnie. Bo prawdziwą więź mam z matką moich dzieci. (...) Poczułem, że jest między mną a żoną niewidzialna nitka, która już nigdy nie zniknie, nieważne, co będę robić, aby ją zerwać. Zrozumiałem wówczas bezsens mojego związku z kochanką i złapałem się za głowę, że to tak daleko zaszło”.



Problemy

Pierwszym i największym problemem powodującym kryzys małżeński jest najczęściej brak żywej wiary, żywej relacji z Bo­giem oraz brak wystarczającej świadomości nierozerwalności sakramentu małżeństwa, a także konsekwencji i odpowiedzialności, jaka się wiąże z jego zawarciem. Skutkiem braku żywej więzi z Bogiem w trudnej relacji małżeńskiej jest niewystarczająca zdolność do przebaczania i otwierania się na pojed­nanie, zwłaszcza w sytuacjach doznanych ciężkich krzywd, na przykład zdrady. Tylko Pan Bóg może nauczyć miłości przebaczającej, wiernej, ofiarnej, ale zarazem mądrej, która wie, jak z Jego pomocą stawiać granice złu.

Drugim problemem jest brak wiedzy na temat różnic między kobietą a mężczyzną, brak znajomości wzajemnych potrzeb i oczekiwań, nieumiejętność rozmawiania ze sobą, dzielenia się.

Trzecim problemem często pojawiającym się w małżeństwach, zwłaszcza niedawno zawartych, jest nieświadomość tego, że dojrzałą wspólnotę małżeńską można utworzyć tylko wówczas, gdy opuścimy – w bardzo szerokim sensie tego słowa – rodzinny dom. Gdy jesteśmy gotowi związać się bardziej z małżonkiem niż z rodzicami. Gdy w naszym sercu jego stawiamy na pierwszym miejscu – nie ich. Nie oznacza to, oczywiście, zaniedbywania rodziców, chodzi jedynie o właściwe ustawienie priorytetów. Zdarza się bowiem nadspodziewanie często, że – zamiast z mał­żonkiem – to z mamą ustalamy sprawy wychowawcze, organizacyjne i różne inne. Dlatego nigdy dość powtarzania fragmentu Księgi Rodzaju: „opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem”.

Przyczyny kryzysów małżeńskich można mnożyć. Są nimi, oczywiście, również niedojrzałość, brak umiejętnej komunikacji, niezwykle częste uzależnienia (od alkoholu, pornografii, hazardu i in.), przemoc.



Związki niesakramentalne

Najbardziej bolesną formą kryzysu małżeńskiego jest rozsta­nie z powodu zdrady jednego z małżonków i odejścia do nowego partnera. We wspólnocie SYCHAR jest wiele takich przypadków. To paradoksalne, że współcześni racjonalni ludzie, jednocześnie na ogół przyznający się do wiary, w większości podzielają roman­tyczną wizję miłości jako czegoś nietrwałego, ulotnego, niesłychanie emocjonującego, co zarazem kieruje naszym życiem i daje prawo do porzucenia rodziny, opuszczenia małżonka, złamania przysięgi i zerwania wszelkich zobowiązań. W dodatku wokół nas panuje coraz większe przyzwo­lenie na tego rodzaju zachowanie – coraz mniej osób ma odwagę, aby zachęcać do przezwyciężenia kry­zysu i powrotu do małżonka, zwłaszcza gdy, po ludzku patrząc, sytu­acja jest beznadziejna, gdy w drugim związku są już dzieci. Brakuje wiary, że po nawróceniu jest to – z Bogiem – możliwe.

Tak piszą o cudzie powrotu do siebie po 13 latach Andrzej i Ania, będący wcześniej w niesakramentalnych związkach, w których urodziły im się dzieci – u Ani troje, u Andrzeja jedno (sami wcześniej dzieci nie mieli): „Po trzynastu latach od naszego rozstania spotkałem przypadkowo moją żonę. W trakcie rozmo­wy poprosiła mnie o przebaczenie. Wtedy nie chowałem już urazy. Ale też nie dopuszczałem możliwości powrotu do sakra­mentalnego związku małżeńskiego. Jednak mimo woli coraz więcej myślałem o żonie, zaczęły odżywać wspomnienia naszego związku. Po miesiącu spotkaliśmy się po raz drugi. Rozmawia­liśmy dłużej i wtedy powiedziała mi, że chciałaby, abyśmy znów byli małżeństwem. Stwierdziłem, że to niemożliwe, ponieważ zbyt dużo czasu upłynęło i zbyt wiele mieliśmy doświadczeń. Miałem dziecko z inną kobietą, a moja żona miała trójkę dzieci z innego związku! Jednak w czasie tego spotkania obudziło się we mnie uczucie, o którym sądziłem, że zgasło całkowicie. Żona wskazała mi stronę Wspólnoty SYCHAR i zacząłem na nowo poznawać naukę Chrystusa na temat małżeństwa. Wtedy uważałem, że jestem wierzący, ale teraz widzę, że tylko dopasowywałem wówczas wiarę do swojego po­stępowania. Po pewnym czasie zacząłem dostrzegać znaki od Boga. Zrozumiałem, że jest tylko jedna droga, którą mogę podą­żać. Musiałem jednak podjąć bardzo trudną decyzję, która oznaczała dla mnie konieczność rozłąki z synem i widywania go tylko w czasie odwiedzin. Wie­działem też, że moja partnerka będzie czuła się skrzywdzona. Musiałem na nowo poukładać swoje życie. Obawiałem się też reakcji dzieci mojej żony, chociaż moje relacje z nią samą były bardzo dobre i czułem się tak, jakby nie było tych długich lat rozłąki. Moje obawy się nie potwierdziły i wszystko zaczęło się układać. Moja żona bardzo szybko zaszła w ciążę i w maju 2015 roku urodziło się nasze pierwsze wspólne dziecko. Ufam, że z Bożą pomocą nasze małżeństwo przetrwa do końca naszych dni” (Andrzej); „Przez 13 lat żyłam w związku niesakramental­nym, w którym urodziło się troje dzieci: Ola (13 lat), Emilia (8 lat), Leon (6 lat). Moje nawrócenie zaowocowało poczuciem nieustannej opieki Boga i Jego prowadzenia. Po dwóch latach od mojego rozstania z ojcem dzieci mogę powiedzieć, że wszyst­kie trudności, których obawiałam się w związku z dziećmi, właściwie nie pojawiły się. Bałam się, że rozstanie dzieci z ojcem będzie miało dla nich negatywne skutki, ale nie zauważyłam w ich za­chowaniu czy emocjach niepokojących zmian. Odkąd jestem z mężem sakramentalnym, najstarsza córka uspokoiła się, jest dużo weselszym i bardziej otwartym dzieckiem. Właśnie o nią najbardziej się niepokoiłam, ponieważ w tym czasie zaczęła wchodzić w trudny okres dojrzewania, a jako najstarsza z ro­dzeństwa rozumiała najwięcej. Obawiałam się, że dzieci będą mnie winić za oddalenie od taty, ponieważ to ja zadecydowałam o odejściu od partnera. Uważam, że bardzo ważne dla ich samo­poczucia było to, że nie walczyliśmy o nie i nie kłóciliśmy się, ale oboje staraliśmy się, aby skutki rozstania były jak najmniejsze. Jestem pewna, że dzięki modlitwie i działaniu łaski Bożej moje rozstanie i sprawa rozwodowa przebiegły bardzo łagodnie. Wielu znajomych dziwiło się, że w ogóle można w ten sposób się rozstać” (Ania).

Ich nawrócenie jest przykładem, jak z pomocą łaski Bożej można realizować wolę Bożą zapisaną w przysiędze małżeńskiej i w zdaniu św. Augustyna: „Jeśli Pan Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko jest na swoim miejscu”. Świadectwa opu­blikowane w książce (mającej imprimatur) Jak kochać nieślub­ne dzieci? Powroty z niesakramentalnych związków pokazują, w jaki sposób w tak złożonej sytuacji można wychowywać i ko­chać dzieci współmałżonków z ich niesakramentalnych związków. Z pomocą Boga okazuje się to możliwe. Z Nim każdy człowiek jest zdolny do heroicznych czynów – zawierza Mu całe swoje życie, a potem jego czyny dokonywane są Jego nieskończoną mocą. Taki kierunek wiary wskazujemy we Wspólnocie SYCHAR wszystkim małżonkom.



Sprzeciw wobec rozwodów

Tym zaś – pisze św. Paweł – którzy trwają w związkach mał­żeńskich, nakazuję nie ja, lecz Pan: Żona niech nie odchodzi od swego męża! Gdyby zaś odeszła, niech pozostanie samotna albo niech się pojedna ze swym mężem. Mąż również niech nie oddala żony” (1 Kor 7,10-11). Katechizm Kościoła Katolickiego stwier­dza wyraźnie: „Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne” (2384), a w Kompen­dium Katechizmu Kościoła Katolickiego czytamy: „Jakie są najcięższe grzechy godzące w sakrament małżeństwa? Są to: cudzo­łóstwo; poligamia, ponieważ jest przeciwna równej godności i miłości małżeńskiej, która jest jedyna i wyłączna; odrzucenie płodności, które pozbawia życie małżeńskie dziecka, najwspanialszego daru małżeństwa; rozwód, który sprzeciwia się nieroze­rwalności” (347).

Jednocześnie wiadomo, że aby uzyskać rozwód w sądzie, należy wykazać między innymi ustanie więzi duchowej, psychicz­nej, co oznacza, że występujący o rozwód małżonek musi przekonać sąd, że nie kocha swojego współmałżonka. Nawet jeśli kocha, to żeby uzyskać rozwód, musi skłamać, mówiąc, że nie kocha. Widać tu, z jakim antyświadectwem miłości mamy do czynienia i z jakim zgorszeniem zarażającym inne małżeństwa! Nasuwa się pytanie, czy wszyscy, którzy sugerują rozwód, zdają sobie z tego sprawę.

Dlatego SYCHAR stoi na stanowisku, że nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga oraz człowieka i że nie należy powodować zgorszenia. Człowiek, który chce być wierny Jezusowi i chce Go naśladować, będzie – tak jak On – jednoznaczny w myśleniu, mówie­niu i działaniu. Rozwód w polskim porządku prawnym nie jest jedy­nym sposobem zabezpieczenia przed ubóstwem i przemocą. Istnieje sądowe zniesienie wspól­ności majątkowej, notarialne zawarcie umowy majątkowej mał­żeńskiej znoszącej lub ograniczającej wspólność majątkową, obowiązek alimentacyjny i w wyjątkowych sytuacjach instytucja separacji – kościelna (bardzo rzadko wykorzystywana) i cywilna, która może zabezpieczać prawa małżonków nie gorzej niż rozwód, a nawet w sprawach alimentacji i w przypadku zgonu współmał­żonka separacja okazuje się korzystniejsza. Separacja daje więk­szą nadzieję na ponowne połączenie małżonków. Są jeszcze or­ganizacje pomocowe, wsparcie rodziny, przyjaciół, wspólnoty, ludzi dobrej woli, a w wypadku stosowania przemocy, oprócz separacji, jest jeszcze sąd i policja. Nie ma więc racjonalnych powodów do uciekania się do rozwodów w małżeństwach sakra­mentalnych.

Czymś złym – pisze o. Jacek Salij OP – jest nie tylko wnoszenie pozwu rozwodowego, ale również zgoda na rozwód, nama­wianie do rozwodu, tendencyjne świadczenie w sądzie na rzecz rozwodu (a przecież u nas wręcz plagą w procesach rozwodowych są świadkowie fałszywi!), przekonywanie, że rozwód to przecież nic złego, że to tylko prawna formalność, która w życiu duchowym niczego nie zmienia, itp. (...) Zatem jeśli uznajemy, że rozwód jest czymś złym, nie próbujmy go usprawiedliwiać zasadą po­dwójnego skutku. U nas w Polsce możliwe jest uzyskanie zarów­no rozdzielności majątkowej, jak separacji. Otóż separacja umożliwia zabezpieczenie m.in. opieki nad dziećmi i obronę majątku nie gorzej niż rozwód – tym zaś różni się od rozwodu, że nie dając małżonkom prawa do związków następnych, ułatwia ich ewentualne pojednanie. Małżeństwo jest dobrem tak wielkim, że również o separację wolno zabiegać tylko w sytuacjach naprawdę wyjątkowych. Tylko wówczas – jak to określa prawo kościel­ne, kan. 1153 – «jeśli jedno z małżonków stanowi źródło poważ­nego niebezpieczeństwa dla duszy lub ciała drugiej strony albo dla potomstwa, lub w inny sposób czyni zbyt trudnym życie wspólne»”.



Charyzmat Wspólnoty

Wspólnota Trudnych Małżeństw SYCHAR powstała w 2003 roku. Jej założycielami są małżonkowie, których sakramentalne związki małżeńskie, patrząc po ludzku, rozpadły się, a mimo to postanowili oni trwać w miłości i wierności, wypełniając złożoną przed Bogiem przysięgę. Charyzmat Wspólnoty streszcza się w zdaniu: „Każde trudne sakramentalne małżeństwo jest do uratowania!”. Wynika on wprost z ewangelicznej prawdy, że każdy sakramentalny małżonek ma szanse się nawrócić i wypeł­nić wolę Bożą zapisaną w ślubowanej przed Bogiem przysiędze małżeńskiej. Wierzymy w to, że daje On dość łaski, żeby uzdolnić wszystkich sakramentalnych małżonków do wypełnienia przy­sięgi małżeńskiej w każdej sytuacji kryzysu (nawet po rozwodzie i gdy współmałżonek jest w drugim związku), gdy tylko wejdą na drogę nawrócenia, otwierając się na Boga i Jego wolę – na łaskę sakramentu małżeństwa. Wierzymy w to, że Pan Bóg daje każ­demu sakramentalnemu małżonkowi (także temu, który żyje w niesakramentalnym związku) taką łaskę, bo On małżonków sakramentalnych zawsze i w każdej sytuacji widzi razem. Bóg jest pierwszym świadkiem zawieranego przymierza małżeńskie­go i jego największym obrońcą. Wolą Jego jest, aby małżonkowie sakramentalni realizowali w codziennym życiu słowa przysięgi, którą przed Nim składali sobie nawzajem: „ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci”. Nie ma w tej przysiędze klauzul dodatkowych, warunkują­cych jej ważność. Przysięga małżeń­ska w jednakowym stopniu obowią­zuje wszystkich sakramentalnych małżonków – tych, co skrzywdzili, i tych, co zostali skrzywdzeni. Wola Boża zapisana w słowach przysięgi małżeńskiej dotyczy każdej sytuacji, także tej najbar­dziej kryzysowej, gdy dochodzi do przemocy, zdrady, rozwodu, wejścia w drugi związek, nawet gdy w drugim związku pojawia­ją się nieślubne dzieci. „Co Bóg złączył, tego niech człowiek nie rozdziela” – czyli również dziecko z niesakramentalnego związ­ku nie może rozdzielać małżonków sakramentalnych. Mamy nadzieję, że jeśli będziemy żyć w zgodzie z prawem Bożym, Pan Bóg wszystko poukłada i wszystko obróci w dobro, również sytuację tych dzieci.

Tak przedstawiony cel wspólnoty zakłada jednak aktywność człowieka. Nie wystarczy po prostu czekać. Przynajmniej jeden z małżonków musi podjąć decyzję, że chce ratować małżeństwo we współpracy z Bogiem. Otwarcie się na działanie łaski sakra­mentu małżeństwa rozpoczyna proces uzdrawiania. Wierni i otwarci na powrót i pojednanie czekamy, nie czekając.

Wspólnota SYCHAR proponuje wiele form uczestnictwa. Są to: spotkania w ogniskach Wiernej Miłości Małżeńskiej (jest ich 40) w wielu miastach Polski; Internetowe Forum Pomocy (www. kryzys.org); warsztaty (stacjonarne i internetowe) „Wreszcie żyć – 12 kroków ku pełni życia”; ogólnopolskie rekolekcje cztery razy w roku; rekolekcje organizowane przez poszczególne ogniska; wakacje, Sylwester i zlot Sycharków w sanktuarium w Oborach; uczestnictwo w Ruchu Wiernych Serc; warsztaty umiejętności wychowawczych dla rodziców „Błogosławmy dzieciom”; niedzie­le sycharowskie w parafiach i wiele innych.

Wszystkie spotkania i rekolekcje wspólnoty prowadzone są pod opieką księży. Każde ognisko ma swojego duchowego opiekuna. Episkopat Polski mianował też krajowego duszpasterza wspólnoty, którym jest ks. Paweł Dubowik z diecezji opolskiej. Tak mówi on o Sycharowiczach: „Widzę, jak oni pracują nad sobą. Są świadomi tego, że ogromnie dużo zależy od ich pracy nad sobą, od ich rozwoju duchowego i intelektualnego, bo czło­wiek musi z Bożą łaską współpracować”. A Andrzej Szczepaniak, lider i współzałożyciel wspólnoty, który czeka na powrót swojej żony 18 lat, przekonuje: „Czekamy, nie czekając. Jesteśmy otwar­ci na pojednanie, staramy się twórczo wykorzystywać czas kry­zysu, by stawać się dla współmałżonka kimś lepszym”.



Potrzeby

Wspólnota jest zainteresowana kontaktem z księżmi, którzy zajmują się tematyką małżeńską i mają doświadczenie w pracy z małżeństwami będącymi w kryzysie. Zauważamy wielką po­trzebę głoszenia homilii o fundamentach sakramentu małżeń­stwa, o tym, czym on jest w swojej istocie, jaką ma wartość i jak „działa” w sytuacji kryzysu małżeńskiego. Niestety, wciąż bardzo rzadko możemy usłyszeć kazania o tej tematyce, choćby na nie­dzielnych Mszach świętych.

Kryzys dotyka w tej chwili coraz większej liczby małżeństw i zbyt często małżonkowie nie mają wsparcia dla swojej walki o małżeństwo. Często też księża nie mają odwagi mówić o łasce sakramentu małżeństwa, o jedności małżonków, która trwa do końca życia jednego z małżonków, i o nadziei płynącej z Bożej obietnicy. „Trzymajmy się niewzruszenie nadziei, którą wyznaje my, bo godny jest zaufania Ten, który dał obietnicę” (Hbr 10,23), mając też od Stwórcy zapewnienie, że „przywraca to, co przemi­nęło” (Koh 3,15).

Alicja, której wierność małżeńska została wystawiona na próbę, tak zaświadcza o swoich rozmowach z księżmi: „Byłoby mi łatwiej bronić się przed pokusą, gdybym usłyszała od księży, że dla Boga nadal jestem żoną mojego męża i że tak będzie zawsze, niezależnie od tego, co zrobię ja albo mój mąż, że mój romans byłby cudzołóstwem, i jeszcze, że dla Boga nie ma nic niemożli­wego, więc może uzdrowić mnie, mojego męża i nasze małżeń­stwo”.



MAŁGORZATA ZAGÓRSKA (ur. 1965), polonistka, urzędnik państwowy; mężatka od 28 lat, matka 4 dorosłych dzieci, zaangażowana we Wspólnotę Trudnych Małżeństw SYCHAR od 2005 roku.

"Tekst powstał we współpracy z A. Zagrodzką i A. Szczepaniakiem"

Zapraszamy na stronę www.sychar.org

Pastores poleca