„Udał się do Kafarnaum, miasta w Galilei, i tam nauczał w szabat. Zdumiewali się Jego nauką, gdyż słowo Jego było pełne mocy. A był w synagodze człowiek, który miał w sobie ducha nieczystego. Zaczął on krzyczeć wniebogłosy: «Och, czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić? Wiem, kto jesteś: Święty Boga». Lecz Jezus rozkazał mu surowo: «Milcz i wyjdź z niego!». Wtedy zły duch rzucił go na środek i wyszedł z niego, nie wyrządzając mu żadnej szkody. Wprawiło to wszystkich w zdumienie, i mówili między sobą: «Cóż to za słowo, że z władzą i mocą rozkazuje nawet duchom nieczystym, i wychodzą». I wieść o Nim rozchodziła się wszędzie po okolicy” (Łk 4,31-37).
„Jezusie Nazarejczyku, (...) wiem, kto jesteś: Święty Boga”
Czy może być trafniejsza aklamacja?
Czy może być prawdziwsze zdanie?
Czy może być poprawniejsze teologicznie twierdzenie?
„Święty Boga.” Jeszcze nikt Go w ten sposób nie nazwał. Jeszcze nikt do tej pory nie zobaczył w Nim Kogoś nadzwyczajnego.
W Jego rodzinnym Nazarecie (to poprzednia perykopa w Łukaszowej Ewangelii) najbliżsi Mu ludzie zgorszyli się Jego zwyczajnością: „Czy nie jest to syn Józefa?” (Łk 4,22).
Ale tu, nareszcie, zdecydowane rozpoznanie, wypowiedziane publicznie – w synagodze, w modlitewnym zgromadzeniu Ludu Bożego: „Święty Boga”.
I...
... zabronił mu mówić: „Milcz!”.
To Ewangelia, która pokazuje, jakim przywilejem jest mówić o Chrystusie! Jakim darem jest prawo do głoszenia Słowa! Jak bardzo jesteśmy szczęśliwi, kiedy Bóg daje nam Słowo („wkłada nam je w usta”) – kiedy nam go nie odbiera – kiedy nam nie zabrania głosić!
Jakie w tym darze kryje się rozpoznanie! I jak czytelne kryterium rozeznawania duchów!
Przeżywając w sobie charyzmat Słowa – powołanie i zdolność do Jego głoszenia – dotykamy w sobie niejako Ducha, z którego natchnienia możemy przemawiać (por. Dz 6,10).
Ale wtedy, kiedy Słowo zdaje się nam być zabrane, jakby zamknięte i niedostępne – mamy prawo się bać; mamy mocny i bolesny znak, by pomyśleć: czy nie trwonimy energii w pogoni za innymi duchami – za duchem nieczystym? Czy nasza pustka wewnętrzna nie jest efektem braku modlitwy? Medytacji? Adoracji? Lektury Pisma? Wtedy mamy obowiązek też zapytać, na ile Słowo, które ostatecznie moglibyśmy wypowiedzieć (bo przecież głosiliśmy Je wielokrotnie), byłoby w tym momencie odbiciem naszej wewnętrznej praw¬dy, a w jakim stopniu byłoby pełne wewnętrznej sprzeczności – jak w ustach szatana, który z jednej strony uznaje w Jezusie Boga, a z drugiej protestuje przeciwko Jego obecności: „Przyszedłeś nas zgubić?”.