Jan Paweł II, rozmyślając nad tożsamością człowieka, napisał: "Człowiek nie może żyć bez miłości. Człowiek pozostaje dla siebie istotą niezrozumiałą, jego życie jest pozbawione sensu, jeśli nie objawi mu się Miłość, jeśli nie spotka się z Miłością, jeśli jej nie dotknie i nie uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej żywego uczestnictwa". Ogarniająca człowieka pełnia Bożej miłości objawiła się w Osobie Jezusa Chrystusa, który oddał swoje życie na drzewie krzyża. Jego ofiara została poprzedzona ucztą miłości, podczas której Jezus dał siebie samego uczniom pod postaciami chleba i wina. Od tego momentu Eucharystia staje się w Kościele pamiątką Jego obecności i miłości. Warto zaznaczyć, że nie tylko łamanie chleba, ale i służba wobec braci jest wypełnieniem nakazu Pana: "to czyńcie na moją pamiątkę!". Św. Jan Chryzostom w homilii do Ewangelii św. Mateusza pisze o tym w następujących słowach: "Jeśli pragniesz oddać cześć ciału Chrystusa, nie zapominaj o Nim, gdy jest w potrzebie. Nie czcij Go w kościele jedwabiem, jeśli na zewnątrz nie zauważasz, gdy jest zziębnięty i nagi. Ten bowiem, który powiedział: «To jest Ciało moje» i sprawił to co powiedział, mówił także: «Byłem głodny, a daliście Mi jeść» oraz «czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnieście nie uczynili»".
Prawda ta ukazana jest w sposób plastyczny na ikonie przedstawiającej Jezusa obmywającego nogi Apostołom. Istotnym przesłaniem tego wizerunku są słowa Chrystusa: "Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy Mnie nazywacie «Nauczycielem» i «Panem», i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wy powinniście sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem" (J 13,13-15). Podążając tą drogą, człowiek staje się szczęśliwy, spełnia się bowiem nie przez to, co posiada, ale przez to, kim jest wobec Boga i braci.


Lectio: Jezus sługą i niewolnikiem miłości

W centrum ikony znajduje się Jezus ubrany w czerwoną suknię przepasaną prześcieradłem. Kolor czerwony oznacza, że Chrystus jest cały wypełniony miłością, aż po ofiarę z siebie, natomiast biel prześcieradła symbolizuje czystą, służebną miłość, nieskażoną egoizmem. Jego pochylenie się ku nogom ucznia ukazuje uniżenie i pokorę, z jaką odnosi się do tych, których sam wybrał. Gest ten zawiera w sobie także prośbę o otwarcie się ucznia na przyjęcie miłości, której hojność symbolizują strugi wody rozlewające się na nogi apostoła z pełnych łaskawości i dobroci rąk Zbawiciela. Skupiona twarz posługującego Jezusa oznacza, że najważniejsza dla Niego jest miłość, jaką pragnie obdarować ucznia. Jego bose stopy wskazują, że jest On sługą i niewolnikiem miłości do człowieka.
Naprzeciwko Chrystusa znajduje się Piotr; jego godność królewską podkreśla tron, na którym siedzi. Poprzez takie przedstawienie ikonopisarz chce podkreślić wyjątkowość człowieka, przed którym uniża się sam Bóg. Gest otwartych i pustych dłoni, jakie Piotr wyciąga do Jezusa, oznacza najpierw przyznanie się do własnej słabości, która przyzywa Jego pomocy - "Głębia przyzywa głębię hukiem Twych potoków " (Ps 42,8). Symbolizuje ponadto otwarcie się na tę wielkoduszną miłość, która da mu siłę, by oddał swe życie za Jezusa i braci (zapowiada to czerwony kolor jego szat). Zanurzenie nóg Piotra w misie z wodą oznacza, że daje się on oczyścić z pozostałości grzechu i przyjmuje posłanie, by iść aż na krańce świata, by głosić Ewangelię ubogim. Piotr skupia na Jezusie swój wzrok, adorując bezgraniczną, jeszcze dla niego niepojętą miłość, która uniża się do jego stóp i dotyka go. "Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale poznasz to później" (J 13,7). Jean Vanier dopowiada: "Historia ludzkości uległa zachwianiu, z chwilą gdy Bóg stanął z pokorą u naszych stóp, żebrząc o naszą miłość. Możemy zgodzić się lub odmówić. Jezus jest zależny od naszej wolności".
Powyżej Jezusa i Piotra umiejscowieni są pozostali Apostołowie. Ich postacie układają się na kształt trójkąta, w którego centrum jest Chrystus, co ma symbolizować, że ich wspólnota staje się komunią na wzór więzi miłości między Osobami w Trójcy Świętej. Na twarzach Apostołów rysuje się zachwyt i pokój, który napełnia ich szczęściem, bo kontemplują miłość nie z tego świata. Ona tworzy z nich wspólnotę, w której jeden żyje dla drugiego i wzajemnie są dla siebie oparciem. Ciekawym szczegółem jest widoczna na ikonie rozmowa dwóch uczniów zwróconych twarzami ku sobie. Jeden z nich ręką wskazuje na Mistrza, drugi wznosi dłoń w geście uwielbienia. Oznacza to, że przedmiotem dialogu i modlitwy we wspólnocie jest zawsze miłość Chrystusa do człowieka.
Ikonopisarz w samym środku tej wspólnoty umieścił Judasza. Jego spojrzenie, w odróżnieniu od pozostałych uczniów, błądzi gdzieś daleko i wydaje się on być zupełnie niezainteresowany gestem Jezusa. Autor przez ten celowy zabieg chce pokazać, że to nie wspólno­ta odwraca się od Judasza, ale że to on sam ją  opuszcza,  zdradzając  Jezusa.  Kościół zawsze przeżywa dramat, gdy uczeń jest w nim obecny tylko ciałem, nigdy zaś duchem, przez co po cichu zdradza Chrystusa.
Aureole okalające Apostołów zjednoczonych wokół Mistrza wskazują, że stanowią oni świętą wspólnotę grzesznych ludzi. Złote tło ikony symbolizuje z kolei przyszłą chwałę nieba, która rodzi się z komunii uczniów z Jezusem. "To będzie - pisze św. Cyprian - twoją chwałą i szczęściem: być dopuszczonym do widzenia Boga. (...) Cieszyć się w Królestwie niebieskim razem ze sprawiedliwymi przyjaciółmi Boga radością osiągniętej nieśmiertelności".


Meditatio: obecność na dobre i na złe

Wpatrzeni w rozmodleniu w ikonę zadajmy sobie pytania: Czym jest komunia? Jaka jest jej natura?
Jean Vanier, założyciel wspólnoty "Arka" zajmującej się osobami upośledzonymi, słusznie twierdzi, że komunia jest czymś więcej niż hojność i dobroczynność, bo te polegają na czynieniu dobra i poświęcaniu się dla drugich. Człowiek hojny jest silny, ma władzę i wpływy i choć nie można mu odmówić zainteresowania wołającymi o pomoc, to jednak on sam nie daje im do siebie dostępu. Komunia jest też czymś więcej niż wychowanie i formacja. W tym przypadku, podobnie jak w poprzednim, również komuś się pomaga, udziela pouczeń, kogoś się kształtuje, wycho­wawca jednak ciągle pozostaje kimś ważniejszym niż sam wychowanek. Pierwszy posiada wiedzę, a drugi jest jej pozbawiony, a więc jeden jest zależny od drugiego.
"W komunii - twierdzi Jean Vanier - człowiek staje się słaby i podatny na zranienia, pozwala się dotknąć drugiemu. (...) Istnieje wzajemna miłość, wzajemna akceptacja, które mogą objawić się świętowaniem, uśmiechem lub pogłębiać się we współczuciu i we łzach. Więź komunii opiera się na wzajemnym zaufaniu, gdzie każdy daje drugiemu i od niego przyjmuje najgłębszą i najskrytszą część swojego bytu (...) w komunii najważniejsze jest to, by być razem, cieszyć się drugim, troszczyć się o drugą osobę". Tak rozumiana jedność rodzi się w pokorze, gdy w sytuacji słabości zdaję sobie sprawę, że nie jestem samowystarczalny, że bliskość drugiego jest mi potrzebna, abym żył i czuł się szczęśliwy. W doświadczeniu słabości nie są ważne wielkie słowa i gesty, najważniejsza jest obecność kogoś, kto powie: "Nie bój się! Jestem z tobą na dobre i na złe". Od tej pory wiemy, że jesteśmy kochani ze względu na nasze człowieczeństwo, a nie z uwagi na to, co posiadamy i jak wyglądamy.
Szczytem wszelkiej więzi miłości i akceptacji jest komunia człowieka z Bogiem, która dokonała się w osobie Jezusa Chrystusa. Jego miłość jest odmienna od naszej, nie zatrzymuje się na tym co powierzchowne, ale dotyka ludzkiego ducha, zwłaszcza w jego słabości. Autor Listu do Hebrajczyków tak o tym pisze: "Nie takiego (...) mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz poddanego próbie pod każdym względem podobnie jak my - z wyjątkiem grzechu. Przybliżmy się więc z ufnością do tronu łaski, abyśmy doznali miłosierdzia i znaleźli łaskę pomocy w stosownej chwili" (Hbr 4,15-16). Bóg objawia się więc jako ktoś bliski naszemu sercu, kto okazuje szacunek, darzy troską i ży­czliwością. Przyjmuje nas w naszej słabości i kruchości, a zraniony nie przestaje kochać. Jan Paweł II zauważa, że krzyż "stanowi najgłębsze pochylenie się Bóstwa nad człowiekiem (...), jakby dotknięcie odwieczną mi­łością najboleśniejszych ran ziemskiej egzystencji człowieka".
Daniel-Ange w jednej z książek pisze o młodym człowieku, który po grzesznym życiu powraca do utraconej przyjaźni z Jezusem. Najpierw Frank rzuca się w wir fałszywie pojętej wolności: "Chcę robić tylko to, co mi się podoba. Nikt nie będzie mi niczego dyktował. Jestem wolny...". Potem już chory na AIDS, leżąc w szpitalu, napisze do Daniela o ranach Jezusa: "To w tych ranach znajduję uzdrowienie, bo czyż jest większa rana niż Jego przebite serce". Lekarzowi na pytanie, czy AIDS jest karą za jego postępowanie, odpowie: "Ależ panie doktorze, to dla mnie łaska, ponieważ dzięki AIDS mogłem powrócić do mojego Boga". Akceptacja choroby w zawierzeniu siebie Bogu prowadzi go do przeżycia głębokiej komunii z Jezusem. Pewnego razu, po przyjęciu Eucharystii, napisze do swojego przyjaciela: "Przede wszystkim mogłem przyjąć Jego Świętą Krew, która krąży teraz w mych żyłach, mieszając się z moją, zakażoną. Pan jest prawdziwym Bogiem Miłości i Nadziei".
Doświadczenie komunii z Jezusem Chrystusem jest autentyczne wówczas, gdy prowadzi do komunii z braćmi we wspólnocie Kościoła. Kształtujemy ją przez dziękowanie, błogosławienie, zachęcanie i upominanie. Ważnym, choć nie jedynym powodem mojej wdzięczności, jest wierność braci i sióstr, którzy przez gesty dobroci, ciepła, przebaczenia i zrozumienia pokazują, kim jestem dla nich i dla Boga. Dietrich Bonhoeffer, pisząc o komunii braterskiej, zachęca: "Dziękujmy Bogu za to, co dla nas uczynił. Dziękujmy, że dał nam braci, którzy żyją wsłuchani w Jego wołanie, przebaczenie i Jego obietnicę". Do zbudowania komunii potrzebne jest też błogosławienie wspólnocie, które wyraża się w tym, że chcę dobra dla drugiego, usilnie pragnę jego świętości, odczuwam przykrość, gdy upadnie, spieszę z pomocą, gdy spotyka go trudność. Błogosławić wspólnocie to też dobrze o niej mówić, traktując ją jako swoją matkę.
Życie braterskie polega na wspieraniu innych i dodawaniu im odwagi w realizacji różnych projektów, pomy­słów i inicjatyw tak, by nie złamać trzciny nadłamanej i nie zgasić knotka o nikłym płomyku (zob. Iz 42,3). Upominanie zaś powinno dokonywać się w duchu prawdziwej szczerości i szacunku dla błądzącego brata, bo zależy mi na tym, aby szedł on właściwą drogą. Komunię buduje też moje zaangażowanie w nią jako współtwórcy, a nie konsumenta.
Wspomniany wcześniej Frank, doświadczając żywej komunii z Jezusem, przechodzi od niej do komunii z braćmi i tuż przed śmiercią pisze do Daniela: "Tego wieczoru, w chwili «krzyżyków», dodaj jeszcze jeden ode mnie na czole każdego brata. Chciałbym być blisko was, aby móc wam powiedzieć, jak bardzo was kocham. Twój brat, który kocha was wszystkich i za was cierpi, Frank".
Taką postawę trafnie opisuje św. Grzegorz Wielki: "Tym właśnie odznaczają się ludzie święci: sami dotknięci cierpieniem, nie zapominają o cierpieniach innych; gdy sami cierpią z powodu przeciwności, udzielają pouczeń, by innym nie zabrakło tego, co niezbędne. Są jakby bohaterskimi lekarzami dotkniętymi chorobą. Znosząc bolesne rany, innym niosą zbawienne lekarstwo".

Oratio: w szczerości wobec braci

Kontemplując ikonę obmycia nóg Apostołom, podziękuję Jezusowi najpierw za to, że uniżył się dla mnie, stając się człowiekiem, i wywyższył mnie, zaliczając do grona swoich przyjaciół. Jak Piotr wpatrzony w oblicze Chrystusa przyjmę z wdzięcznością Jego miłość, która oczyszcza mnie z brudu grzechu. Uświadomię sobie, że Jezus delikatnie dotyka moich ran, aby je uleczyć, bym stał się Jego świadkiem w świecie pełnym przemocy i nienawiści. Podziękuję Mu również za dar wspólnoty, która w chwilach próby jest dla mnie wsparciem i pomocą. Poruszony miłością Jezusa zapytam siebie, czy ufnie otwieram przed Nim swoje życie i powierzam je w Jego ręce. Czy jest może coś, co mnie przed Nim blokuje i nie pozwala się Jemu oddać? Następnie umocniony łaską zastanowię się, czy tworzę komunię z braćmi, czy dziękuję za nich i za ich wierność, czy troszczę się o ich świętość i pomagam im, gdy przeżywają trudności. Pomyślę, czy miłuję Kościół, jak o nim mówię, czy nie składam o nim fałszywego świadectwa. Czy czuję się odpowiedzialny za rozwój wspólnoty przez to, że angażuję się w jej dzieła? Czy nie lękam się napominać brata, gdy ten błądzi, czy czynię to w duchu szczerości i szacunku, tak, by go zyskać, a nie stracić? Uświadomię sobie, że swoją wspólnotę najbardziej ranię wtedy, gdy przynależę do niej tylko ciałem, a nie duchem. Jeśli swoją postawą zrywam komunię z braćmi, przeproszę za to Jezusa i poproszę o łaskę powrotu do niej sercem. Na zakończenie rozważę hymn o miłości z Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian.


Contemplatio: przed obliczem Jezusa

Jak Piotr przyjmę z pokorą hojną miłość Jezusa, który przychodzi w uniżeniu, aby ze mną i z braćmi dzielić życie.
Andrzej Jerominek MIC (ur. 1964), ojciec duchowny w Wyższym Seminarium Duchownym Księży Marianów w Lublinie.

 

ANDRZEJ JEROMINEK MIC

Pastores poleca