S. MARIE-LAURE

Czy apostołowie byli lękliwi?
Czemuż by ci mężczyźni wybrani przez Jezusa ze wszystkich środowisk i warstw społecznych - poczynając od cel­nika współpracującego z najeźdźcą aż po zelotę-rewolucjonistę - mieli być bardziej lękliwi niż inni?
Czyż nie porzucili wszystkiego - sieci i ojca (Mk 1,20), komory celnej (Mt 9,9) i miejsca nauki (J 1,48), by odważnie pójść za Tym, który ich po­wołał?
Jako ludzie, odczuwali lęk wobec realnych niebezpieczeństw, takich jak burza grożąca im zatonięciem czy wrogość możnych mogąca ich zgu­bić. Wiemy jednak, jakie ogarnęło ich przerażenie, tak iż wszyscy opuścili Mistrza z chwilą pojmania (Mt 26,56) i - paradoksalnie - jaką śmiałością wykazali się po zmartwychwstaniu i odejściu Pana, otwarcie głosząc Jego przesłanie wobec ludu i Sanhedrynu (Dz 4,13).
Warto zatem zadać sobie trud znalezienia w tekstach odpowiedzi na to, jaki był prawdziwy powód ich strachu i dlaczego tak łatwo, w okolicz­nościach, zdawałoby się, trudniejszych, udało im się go przezwyciężyć.


Wyrazić strach

Ewangeliści nie ukrywają słabości uczniów. Ich opowiadanie nie ma w sobie nic z hagiografii i nie wyznacza pięknej roli towarzyszom Mistrza. Zwłaszcza Marek nie stara się zatuszować ich reakcji niezrozumienia (9,32) czy gniewu (10,13) lub ukryć ich postaw pełnych próżności (9,34) albo rywalizacji (10,37). Tym bardziej też nie łagodzi sposobu, w jaki Je­zus strofuje to "plemię niewierne" (9,19). Mateusz i Łukasz w ostatecznej i późniejszej redakcji Ewangelii wygładzają nieco najbardziej szorstkie jej fragmenty. Jan zaś, będąc raczej teologiem, niewiele się zajmuje stana­mi psychiki uczniów.
A zatem to w Ewangeliach synoptycznych trzeba szukać licznych prze­jawów strachu apostołów. Jest ich wiele i są na tyle różnorodne, że można w nich odnaleźć wszystkie odcienie słownictwa: poczynając od uczucia strachu (fobos) - spowodowanego jakimś wydarzeniem lub sytuacją - mogącego przerodzić się w przerażenie (ekfobos) czy grozę (emfobos), aż po nieco bardziej skomplikowane uczucie bojaźni (thambos), zawiera­jące w sobie coś z osłupienia, będącego połączeniem przerażenia i zdumie­nia. Pojawia się także zwrot związany z cechą charakteru, będącą przeciwieństwem odwagi, którą należałoby nazwać tchórzostwem czy nikczemnością (deilia).
Terminologii tej jednak ani w Ewangeliach, ani w obrębie tej samej Ewangelii nie cechuje dokładność czy systematyczność użycia. Nie należałoby więc zbyt wiele oczekiwać po tym zwykłym słownikowym zestawieniu. Wystarczy, jeśli pokaże ono, że strach w jego różnych formach był apostołom nieobcy. Mateusz i Marek łatwiej podkreślają żywość ich emocji, a u Łukasza przejawy te znamionuje szacunek i uniżenie, przez co bojaźń ukazana jest jako reakcja na zjawiska nadprzyrodzone czy transcendentne. Dzieje się tak dlatego, że redaktorzy Ewangelii niewiele się troszczą o odmalowanie psychologicznego portretu uczniów lub, z wy­jątkiem kilku zaledwie uwag, o wyjaśnianie indywidualnych zachowań. Ich przesłanie jest teologiczne i wykorzystują oni strach - podobnie jak inne zmienne czynniki - w służbie swego głoszenia Dobrej Nowiny o zba­wieniu w Jezusie Chrystusie. Najwięcej posługują się nim dwie Ewangelie - Marka i Łukasza. Każda czyni to inaczej, w zależności od przedstawianych w niej zagadnień.
U Marka strach jawi się przede wszystkim jako metoda narracji. Osią bowiem całego jego opowiadania jest pytanie o tożsamość Jezusa. Odpowiedź przyniesie dopiero wyznanie setnika u stóp krzyża: "Istotnie, ten człowiek był Synem Bożym" (Mk 15,39). W kontekście tego pytania ("Co to jest?" - pytają obecni przy pierwszym egzorcyzmie w synagodze w Ka­farnaum, zob. 1,27), jak również w atmosferze ciążącego i jakby pełnego groźby milczenia ("On surowo im [złym duchom] zabraniał, żeby Go nie ujawniały" - 3,12), reakcje tłumu i uczniów opisane są czasem słowami wyrażającymi zachwyt, jak po uzdrowieniu paralityka: "Zdumieli się wszyscy i wielbili Boga, mówiąc: «Nigdy jeszcze nie widzieliśmy czegoś podobnego»" (2,12). Częściej jednak wyrażają je słowa ukazujące przestrach, jak po uzdrowieniu opętanego przez złego ducha: "A wszyscy się zdumieli, tak że jeden drugiego pytał: «Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą. Nawet duchom nieczystym rozkazuje i są Mu posłuszne»" (1,27). W miarę rozwoju narracji przybywa wyrażeń związanych ze strachem; są też one coraz wyraźniej związane z prawdą, która wkrótce się objawi, z bu­dzącym lęk kresem, który nieuchronnie się wypełni. Tak więc po dru­giej zapowiedzi męki czytamy u Marka: "Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się (efobounto) Go pytać" (9,32).
Strach w sposób szczególny dodaje dramatyzmu opowiadaniu o ostatniej wędrówce do Jerozolimy: "Jezus wyprzedzał ich, tak że się dziwili (ethambounto); ci zaś, którzy szli za Nim, byli strwożeni (efobounto)" (10,32). Pomimo dziwnego odróżnienia bojaźni, przy­pi­sywanej bez wątpienia apo­stołom, któ­rzy lepiej zdawali sobie spra­wę z powagi sy­tu­acji, od strachu, któ­ry dominuje w szer­szej grupie osób po­dążających za Jezusem, zauważamy, że nic w najbliższym kontekście nie usprawiedliwia natężenia tych uczuć. W poprzednich wersetach bowiem, w odpowiedzi na pytanie Piotra, co otrzyma­ją ci, którzy opuścili wszystko i poszli za Nim, Jezus obiecuje sto­kroć wię­­cej i "życie wieczne" (por. 10,28-30). Wydaje się zatem, że Ma­rek pragnie tu podkreślić dramatyczny wydźwięk trzeciej zapowiedzi mę­ki, która o wiele dokładniej niż poprzednie opisuje przyszłe cierpienia Je­zusa. Na drodze, u samego początku wstępowania ku Jerozolimie - choć je­steśmy jeszcze w pobliżu Jerycha - rozpoczyna się droga ku męce.
Z kolei Łukasz posługuje się uczuciem lęku nie po to, by rozwijać opowiadanie, lecz by podkreślić wobec czytelnika sakralny charakter dokonu­jącego się wydarzenia oraz jego znaczenie teologiczne. Postępowanie to uderza już w pierwszych rozdziałach, gdzie redaktor chętnie dokonuje za­pożyczeń z archaicznego słownictwa tekstów Septuaginty.
Ukazanie się archanioła Gabriela Zachariaszowi (Łk 1,11), a potem Maryi (1,26), wywołuje reakcje strachu (fobos) u Zachariasza (1,12) i zmieszania (tarake) u Maryi (1,29), które towarzyszyły także adresatom teofanii w Starym Testamencie. W ewangelicznym opisie publicznej działalności Jezusa takie samo, pełne szacunku i uniżenia przerażenie pojawia się u tych, którzy są świadkami jakiegoś cudu, jak na przykład wyrzucenia złego ducha (4,36), uzdrowienia, jak w przypadku paralityka (5,26), czy tym bardziej wskrzeszenia syna wdowy z Nain: "Wszystkich (...) ogarnął strach; wielbili Boga i mówili: «Wielki prorok powstał wśród nas, i Bóg nawiedził lud swój»" (7,16). To uczucie wywołane obecnością Boga, która nagle daje się odczuć, zdaje się przekraczać ludzkie siły i po­wo­dować reakcje zarówno wewnętrznie sprzeczne, jak i niestosowne. W ten właśnie sposób apostołowie w czasie Przemienienia opisani zostają w trzech wersetach jako "zmorzeni snem" (por. 9,32), szczęśliwi - tak bardzo, że pragnęli tam pozostać (9,33), i zalęknieni, "gdy weszli w obłok" (9,34). Podobnie będą zatrwożeni i wylęknieni, gdy ujrzą Zmartwychwstałego (24,37).


Doświadczyć strachu

Pomijając sprawę zabiegów redakcyjnych, można jednak zauważyć, że apostołowie rzeczywiście doświadczają strachu. Ogarnia ich on najpierw w sposób zupełnie naturalny, gdy zostają postawieni w konkretnej niebezpiecznej sytuacji. Burzę, jaka zaskoczyła ich na Jeziorze Tyberiadzkim, synoptycy relacjonują, używając wyrażeń, które nie pozostawiają wą­tpliwości co do grożącego im niebezpieczeństwa: "wielka burza na je­ziorze" według Mateusza (8,24), "gwałtowny wicher" wedle Marka (4,37). Obaj zgodnie mówią, że zalewana falami łódź napełniała się wodą. W takiej sytuacji strach zdaje się być stosowną reakcją, przynaglającą ich do szukania pomocy u Jezusa. Jeśli opowiadanie Łukasza zdaje się być gładkie i zdystansowane: "fale ich zalewały i byli w niebezpieczeństwie. Przystąpili więc do Niego i obudzili Go, wołając: «Mistrzu, Mistrzu, gi­niemy!»" (Łk 8,23-24), to opowiadanie Mateusza ukazuje niepokój uczniów: "Panie, ratuj, giniemy!" (Mt 8,25), zaś opis Marka nie kryje gniewu spowodowanego zamieszaniem: "Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?" (Mk 4,38).
W sposób równie zrozumiały uczniowie wydają się czasem przerażeni konsekwencjami niektórych zachowań czy decyzji Jezusa. Wiedzą, że władze są wrogo do Niego nastawione. Są świadkami poczynań uczonych w Piśmie i faryzeuszy, którzy przychodzą zadawać Mu pytania, by "podchwycić Go w mowie" (Mk 12,13). Jednak reakcje, jakie przytaczają Ewangeliści, nie wskazują na żadne tchórzostwo - odpowiedź Piotra po zapowiedzi męki jest zarówno szlachetna, jak i niewczesna: "Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie" (Mt 16,22). A w czwartej Ewangelii, gdy na wieść o chorobie Łazarza Jezus nakazuje: "Chodźmy znów do Judei", apostołowie ośmielają się jedynie zaprotestować słowami, które podkreślają realne niebezpieczeństwo: "Rabbi, dopiero co Żydzi usiłowali Cię ukamienować i znów tam idziesz?" (J 11,7-8). W końcu jednak przyłączają się do gorliwego zrywu Tomasza: "Chodźmy także i my, aby razem z Nim umrzeć" (J 11,16).
Perspektywa głoszenia Dobrej Nowiny w obcym lub nawet wrogim środowisku nie wydaje się ich zbytnio przerażać, gdy zostają rozesłani przez Jezusa (por. Łk 9,1 nn.; 10,1 nn.), podobnie jak zapowiedź przyszłej walki, która pobudza ich do niezręcznej decyzji, by zgodnie z ówczesnymi obyczajami zaopatrzyć się w miecze (Łk 22,38). Uczniowie o wiele bardziej lękają się zjawisk, które wydają się im nadprzyrodzone. Zarówno na jeziorze, jak i po zmartwychwstaniu paraliżuje ich obawa przed zja­wa­mi, która przeszkadza im w rozpoznaniu przychodzącego do nich Jezusa: "Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się, myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli" (Mt 14,26). Kiedy zaś uczniowie idący do Emaus opowiadali, jak zobaczyli Zmartwychwstałego i jak "Go po­znali przy łamaniu chleba", a "On sam stanął pośród nich", wtedy "za­trwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha" (Łk 24,35.37).
Ewangeliści mówią o tych banalnych przejawach strachu po to, by nadać im głębsze znaczenie. Dobrze to pokazuje epizod uciszonej burzy. Odpowiedź Jezusa na pełne niepokoju wołanie uczniów przybiera bowiem formę egzorcyzmu: "zgromił wicher i rzekł do jeziora: «Milcz, ucisz się!». Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza" (Mk 4,39). Całkiem naturalny strach uczniów, zaskoczonych natychmiastowym i pełnym panowaniem Jezusa nad siłami natury, ustępuje w nich miejsca nadprzyrodzonej bojaźni: "Oni zlękli się bardzo i mówili między sobą: «Kim On jest właściwie, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?»" (Mk 4,41). Władza nad stworzeniem jest bowiem wyłącznym atrybutem Boga. Wyrażenia, jakich używa Marek, przywołują Psalm 104,7 (wody "musiały uciekać wobec Twej groźby") lub jeszcze bardziej Psalm 107,28-29 ("w swoim ucisku wołali do Pana, a On ich uwolnił od trwogi. Zamienił burzę w wietrzyk łagodny, a fale morskie umilkły"), wskazując, że apostołom towarzyszy to samo uczucie strachu, które towarzyszyło świadkom teofanii w Starym Testamencie, i że mają uznać boską władzę Jezusa.
Wydaje się jednak, że uczniowie nie są w stanie rozpoznać Jezusa, a tym bardziej uznać Jego bóstwa. Bez wątpienia jest to powodem gorzkie­go wyrzutu ze strony Pana: "Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże brak wam wiary!" (Mk 4,40). Użyty tu zwrot deilia wskazuje na tchórzostwo, które w tym przypadku jest przeciwieństwem wiary, nie zaś odwagi. To właśnie zarzut braku ufności Bogu, Panu wichrów i morza, a ściślej braku ufności Panu, którego potęgi nie rozpoznają, zostaje apostołom postawiony. Ich końcowy strach (Mk 4,41) nie posiada jeszcze charakteru bo­-
jaźni Bożej, na co, zresztą, wskazuje kilkakrotne użycie słowa fobos.


Od strachu do bojaźni Bożej

Zależność strachu i wiary ukazują dwa inne zdarzenia, również nad brzegiem jeziora, których głównym bohaterem jest Piotr. Kiedy apostołowie w barce są przerażeni, widząc Jezusa idącego ku nim po falach, Piotr, daleki od jakiegokolwiek tchórzostwa, reaguje jakby zuchwale: "Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie!" (Mt 14,28). Opowiadanie Mateusza wyraźnie pokazuje wzajemną zależność wiary, która rzeczywiście pozwala mu iść po wodzie ku Jezusowi, i strachu, który natychmiast sprawia, że zaczyna tonąć. Dlatego też tym razem wyrzut ze strony Jezusa nie doty­czy odwagi Piotra, lecz jego ufności: "Cze­mu zwątpiłeś, człowiecze małej wiary?" (14,31). Epizod ten kończy się podobnie jak teofanie: "wiatr się uciszył. Ci zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: «Prawdziwie jesteś Synem Bożym»" (14,33).
Podobną reakcję Piotra opisuje Łukasz na samym początku swojej Ewangelii, przy powołaniu pierwszych uczniów. Jezus wsiada do łodzi Szymona, by nauczać tłum, i nakazuje mu: "Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!" (Łk 5,4). Opis cudownego połowu ryb wydaje się dla Łukasza tak ważny, że umieszcza go już na początku publicznej działalności Jezusa, gdy tymczasem Jan, w sposób o wiele bardziej logiczny, mówi o nim przy okazji jednego ze zjawień Zmartwychwstałego, gdy Piotrowi zostaje powierzone zadanie bycia pasterzem stada (J 21). Łukasz więc od samego początku pragnie zaznaczyć, kim jest Jezus i jakie jest powołanie uczniów wezwanych, by stali się "rybakami ludzi" (por. Łk 5,10). Strach, który ogarnia Piotra, jest zupełnie niezwiązany z kontekstem - raczej pozytywnym niż wywołującym grozę - ani z okolicznościami, gdyż właśnie wyciągnięto sieć pełną ryb. Przypomina on strach Mojżesza na Synaju (Wj 33,20) lub Izajasza w świątyni (Iz 6,5): "Widząc to, Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: «Wyjdź ode mnie, Panie, bo je­stem człowiek grzeszny»" (Łk 5,8). Zdumienie - w tym przypadku użyto słowa thambos - w które go "wprawił połów ryb, jakiego dokonali" (Łk 5,9), oznacza właśnie rozpoznanie i uznanie boskiej mocy Jezusa.


W godzinie ciemności

Ukazanie strachu jako przeciwieństwa wiary oraz jego związek z obja­wieniem tożsamości i posłania Jezusa pozwala lepiej zrozumieć przeraże­nie, jakie ogarnia apostołów w godzinie Jego męki. Straszne bowiem wy­daje się stwierdzenie Mateusza dotyczące chwili pojmania Jezusa: "Wte­dy wszyscy uczniowie opuścili Go i uciekli" (Mt 26,56). "Wtedy opu­ścili Go wszyscy i uciekli" (Mk 14,50) - Marek bardziej podkreśla owo "wszyscy", ukazując samotność Jezusa. Łukasz, zawsze bardziej dyskretny, pomija to stwierdzenie, ale, podobnie jak pozostali, mówi o potrójnym zaparciu się Piotra, którego zasługą było przynajmniej to, że "szedł z daleka" (Łk 22,54). Ucieczkę apostołów można z łatwością przeciwstawić mającym miejsce kilka godzin wcześniej ich zapewnieniom o wierności: "Na to Piotr: «Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie». Podobnie też mówili wszyscy uczniowie" (Mt 26,35). Trzeba jednak zauważyć, że uczniowie nie pozostali bezczynni i otoczyli Mistrza, gdy nadeszli żołnierze, a nawet starali się Go bronić mieczem. Dopiero na rozkaz Jezusa chowają miecz do pochwy (Mt 26,52), ale Jego miłosierny gest wobec sługi arcykapłana, którego ranę uleczył (Łk 22,51), pozwolił im uświadomić sobie - bardziej jeszcze niż realne niebezpieczeństwo grożących im prześladowań - niezręczność i niestosowność ich obrony.
Również w tym przypadku sprawa nie rozgrywa się na poziomie psychiki apostołów, na poziomie rządzących nimi uczuć odwagi czy tchórzostwa. Mateusz, zgodnie ze swoim zwyczajem, wyjaśnia to jako wypełnienie się Pism: Jezus, zapowiadając odstępstwo uczniów, przytacza proroka Zachariasza: "Uderzę pasterza, a rozproszą się owce ze stada" (Za 13,7; Mt 26,31). Wobec zaś śmiechu wartego Piotrowego uderzenia mieczem, przypomina o ścierających się mocach i prawdziwej wadze to­czonej walki: "Czy myślisz, że nie mógłbym poprosić Ojca mojego, a za­raz wystawiłby Mi więcej niż dwanaście zastępów aniołów? Jakże więc wypełnią się Pisma, że tak się stać musi?" (Mt 26,53-54). Podobnie u św. Jana, który zresztą nie przytacza modlitwy Jezusa w Getsemani, Chrystus pyta: "Czyż nie mam pić kielicha, który Mi podał Ojciec?" (J 18,11). Pomimo wszelkich ludzkich reakcji, stosownych bądź nie, podyktowanych strachem bądź nie, uczniowie biorą udział w walce, która ich przerasta i w której nie mogą odgrywać żadnej roli. Jak na górze Przemienienia, gdzie "snem zmorzeni" (por. Łk 9,32) nie byli w stanie znieść blasku Bo­żej chwały, tak w Ogrodzie Oliwnym, gdzie "oczy ich były senne" (por. Mt 26,43), nie mogli znieść przerażenia i smutku Boga. W godzinie ciemności jedynie Syn Człowieczy może zmierzyć się z "władcą tego świata" (por. J 12,31).


Wyzwoleni od strachu

Jeśli strach wchodzi w nas w zmowę z przeciwnikiem, który "jak lew ryczący krąży, szukając, kogo pożreć" (1 P 5,8), to oczywiście lekarstwa na to nie należy szukać w czysto ludzkich przedsięwzięciach czy wysiłku moralnym. Może nas z niego uzdrowić jedynie moc Chrystusa.
"Za swych dni doczesnych" (Hbr 5,7) Jezus starał się zniwelować u swych uczniów mechanizmy powodujące strach. Zwłaszcza u Mateusza widać, jaką pedagogię stosuje. I tak w 10. rozdziale jego Ewangelii, często nazywanym "mową apostolską", rozbraja On fałszywe lęki mogące nękać uczniów posłanych na głoszenie nauki.
Przede wszystkim czyni to, stając w prawdzie, nie ukrywając trudności powierzonego im zadania: "Oto Ja was posyłam jak owce między wil­ki" (Mt 10,16). Wskazuje na niebezpieczeństwa, zalecając, by ufności nie mylić z nierealistyczną naiwnością: "Miejcie się na baczności przed ludź­mi!" (10,17). Jasno zostaje przedstawiona perspektywa cierpień, jakie trzeba będzie znieść dla imienia Chrystusowego.
Następnie odsłania prawdziwą wagę wydarzeń, co nadaje sens tym cier­pieniom: "Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mo­gą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle" (10,28). Jednocześnie uroczyście potwierdza troskę Ojca o swe dzieci, któ­rych wszystkie włosy zostały policzone (10,30), oraz nieustanną pomoc Sy­na: "Do każdego więc, kto się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie" (10,32).
Bardziej niż te zapewnienia, które mogłyby w żaden sposób nie wpłynąć na powody strachu, rozprasza obawy apostołów sama osoba Chrystusa i potęga Jego mocy. Zbliżając się do łodzi, mówi do nich: "Odwagi! To Ja jestem, nie bójcie się!" (Mt 14,27). Chodzi o pobudzenie ich wiary, ale też o ukazanie mocy Bożego imienia "JESTEM" - imienia objawione­go Mojżeszowi w płomieniu gorejącego krzewu (Wj 3,14) i powalającego nieprzyjacielskie moce: "Skoro (...) Jezus rzekł do nich: «JA JESTEM», cofnęli się i upadli na ziemię" (J 18,6). Tak św. Jan napisał o strażnikach, którzy przyszli do Getsemani, aby pojmać Jezusa. Strach może zatem zostać przezwyciężony tylko dzięki darowi, jaki Jezus czyni z samego siebie, jak wyjaśnia czwarta Ewangelia w mowie pożegnalnej po Ostatniej Wieczerzy: "Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. (...) Niech się nie trwoży serce wasze ani się lęka" (J 14,27). A po wielkim wstrząsie, jakim była męka Jezusa, kiedy wydawało się, że wody śmierci Go pochłoną, Zmartwychwstały przynosi dar pokoju apostołom, gdy "zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha" (Łk 24,37), i gdy byli zamknięci "z obawy przed Żydami" (J 20,19).
Jeszcze inny dar, który otworzy serca uczniów na przyjęcie pokoju Bożego i sprawi, że odczują skuteczną obecność Chrystusa po Jego powrocie do chwały, zostaje obiecany u św. Jana w mowie pożegnalnej: "Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Parakleta da wam, aby z wami był na zawsze" (J 14,16). "Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Paraklet nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, to poślę Go do was. (...) Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy" (16,7.13). Tylko ta prawda, będąca prawdą o niezwyciężonej miłości Pana i o pewności zwycięstwa nad "władcą tego świata" (por. 16,11), przy­jęta w mocy Ducha, zdolna jest wykorzenić strach w sercach uczniów.
Obrazuje to wyraźnie dzieło Łukasza. Jego pierwsza część, czyli Ewan­gelia, kończy się obietnicą daru Ducha Świętego. "Oto Ja - mówi Zmartwychwstały do uczniów zebranych po raz ostatni wokół Niego - ześlę na was obietnicę mojego Ojca. Wy zaś pozostańcie w mieście, aż będziecie przyobleczeni w moc z wysoka" (Łk 24,49). A druga, czyli Dzieje Apo­stolskie, otwiera się urzeczywistnieniem tego daru w dzień Pięćdziesiątnicy (Dz 2,1-13). Dawne Prawo, którego rytualizm nie chronił przed strachem, ustępu­je miejsca Duchowi mocy. Wiatr i ogień, jak niegdyś na Synaju, ukazują wkroczenie Bożej mocy, odnawiającej wszystko. Natomiast języki ognia, spoczywające na każdym, nowe języki, jakimi mówią, ukazują wewnętrzne przyswojenie tego daru Ducha, który od tej chwili "wspiera (...) naszego ducha" (Rz 8,16). Apostołowie zostają przyobleczeni mocą Ducha Bożego, stają się mieszkaniem Jego siedmiu darów. Z Wieczernika, gdzie strach trzymał ich w zamknięciu, wychodzą na miasto, gdzie zbiegli się tłumnie ludzie wszelkich ras i języków. "Zdumiewali się wszyscy i nie wiedzieli, co myśleć: «Co to ma znaczyć?» - mówili jeden do drugiego" (Dz 2,12).
Od tej pory będą nauczać, pójdą na krańce świata, niosąc Dobrą Nowinę, świadcząc aż po przelanie krwi o Imieniu Jezusa. Będą to czynić z ufną śmiałością (parresia), która - według słów Łukasza - ich cechuje. Piotr "napełniony Duchem Świętym" (Dz 4,8) przemawia w imieniu wszystkich, zarówno do ludu, jak i do starszych. Ich odwaga (4,13) - tak też można tłumaczyć wyrażenie parresia - zdumiewa członków Sanhedrynu i podpowiada apostołom trafne i śmiałe odpowiedzi: "Rozsądźcie, czy słuszne jest w oczach Bożych bardziej słuchać was niż Boga? Bo my nie możemy nie mówić tego, cośmy widzieli i słyszeli" (4,19). Odwaga ta czyni ich radosnymi - także dlatego, "że stali się godni cierpieć dla Imienia Jezusa" (5,41) - i sprawia, że trwają w ciągłym dziękczynieniu, które nieustannie odnawia w nich wylanie Ducha. I tak, przeżywszy groźby i uwolnieni przez zbity z tropu ich radosną śmiałością Sanhedryn, Piotr i Jan wracają do swych braci. "Po tej ich modlitwie zadrżało miejsce, na którym byli zebrani, a wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym i głosili odważnie słowo Boże" (4,31).

Droga apostołów, wiodąca od strachu do odwagi, może stać się dla nas wzorem. Pokazuje ona, że lekarstwa na strach nie należy szukać, siląc się na odwagę, bo gdyby nawet nasza wola czy nasza "dobra wola" była ogromna, wcześniej czy później okaże się niewystarczająca. Należy przyjąć je w synowskim poddaniu się działaniu Ducha, który przychodząc pojednać nas z Bogiem, wysusza źródło strachu, otwarte pierworodnym rozdarciem (zob. Rdz 3,10). Walka ta nas przerasta, ale Chrystus stoczył ją dla nas raz na zawsze: "odwagi! Jam zwyciężył świat" (J 16,33); "tym wła­śnie zwycięstwem, które zwyciężyło świat, jest nasza wiara" (1 J 5,4).

z francuskiego tłumaczyła
mniszka jerozolimska

Pastores poleca