Pełnowymiarowe boisko piłkarskie to w Rwandzie rzadkość. Chyba nie tylko ze względu na niedorozwój kraju, ale i na banalną trudność ze znalezieniem płaskiego terenu o powierzchni 7 tys. m2. Każdy tu sport uprawia, nawet o tym nie wiedząc, idąc pod górkę do sąsiada, przemierzając kilometry po urwiskach. Często jest to forsowny jogging, w porze deszczowej można się wręcz pokusić o sporty ekstremalne w rodzaju jazdy po lasach na orientację - po to, by przeżyć, a nie zachować linię czy bić rekordy. Tu linia zasadniczo utrzymuje się sama, a wyzwania życiowe gwarantują poziom adrenaliny na wysokim poziomie.
Trening
Seminarzysta Jean Bosco Munyaneza od początku wykazywał tendencje przywódcze, widoczne zwłaszcza na boisku, w akcji, w dyrygowaniu drużyną w celu zdobycia kolejnego gola, zwycięstwa w kolejnym pojedynku. Rozwijając talent sportowy, zdolny seminarzysta w czasie popołudniowej sjesty, kiedy koledzy wyparowywali od upału, morderczo biegał i szlifował swoje umiejętności. Po latach pracy został zauważony, wręcz doceniony.
Gdy narodowej drużynie piłkarskiej w rozgrywkach międzynarodowych zabrakło brawurowego napastnika, odnaleziono numer telefonu do Wyższego Seminarium Duchownego w Nyakibanda, położonego na uboczu, gdzieś przy burundyjskiej granicy. Kleryk w narodowej drużynie to bynajmniej nie dowód na bliski związek tronu z ołtarzem w wydaniu rwandyjskiego katolicyzmu, ale docenienie obiektywnych kompetencji młodego, ambitnego chłopaka z głębokiej prowincji.
Aktualny wicerektor seminarium w Nyakibanda, ks. Aloys Guillaume, wspominając kolegę z czasów formacji, mówi: "To był duch napastnika. Zaangażowany w akcję, nie potrafił cofnąć nogi. Podobnie w życiu, nie znosił kompromisów".
Zaangażowany po uszy w Odnowę w Duchu Świętym, w czasie, kiedy w Kościele ruch ten traktowano jeszcze jako niepewną nowinkę, Jean Bosco pokazał, że nie jest stworzony do pokornego marszu utartymi szlakami; że potrzebuje przestrzeni do odważnych dryblingów, a jego naturą nie jest defensywa, ale parcie do przodu. (...)
MACIEJ JAWORSKI OCD