Niektórzy z nich zobaczyli już niebiosa otwarte i dostrzegli przepastne otchłanie. Ale wszyscy wielcy mistycy wiedzą, że pozostaje jednak tajemnicza szczelina w sercu, z którego wydobywa się śmiałe wołanie. Teresa z Avila pozostawiła nam je niczym testament: "Chcę widzieć Boga!". Doświadczała bowiem przez całe życie, podobnie jak tylu innych ludzi, że bardzo trudno jest kochać Boga, którego twarzy się nie widziało. Usłyszenie pragnienia św. Teresy to pociecha dla nas, początkujących mistyków lub raczej – i to za sprawą darmo danej łaski – wierzących, którzy podążają "według wiary, a nie dzięki widzeniu" (2 Kor 5,7) ku owemu Bogu, który "pierwszy nas umiłował" (1 J 4,19). Bo tutaj właśnie o miłość chodzi. A miłość pragnie zobaczyć i pragnie, by ją widziano.

Twarzą w twarz

Bóg powiedział Mojżeszowi: "Nie będziesz mógł oglądać mojego oblicza, gdyż żaden człowiek nie może oglądać mojego oblicza i pozostać przy życiu" (Wj 33,20).

Zbyt wielka jest otchłań pomiędzy człowiekiem należącym do ziemi a Tym, który jest Całkiem Inny. Zbyt olśniewająca także jest Świętość dla niegodności, zbyt czysta jest Miłość, by pozwoliła się ogarnąć spojrzeniu znikomego i zmiennego uczucia. "Nikt z ludzi [Go] nie widział ani nie może zobaczyć" (1 Tm 6,16).

Już Grecy wiedzieli, że zobaczyć kogoś wcale nie jest rzeczą obojętną, że oznacza to mieć udział w czyimś życiu. Gdy zatem człowiek wolał stać się bogiem dla samego siebie, zaćmieniu uległo nie tylko jego spojrzenie, ale także życie wewnętrzne, zburzona została jego ślepa ufność. Stale jednak rozlega się wołanie wpisane przez samego Boga w tkankę naszej duszy, dalekie echo owego utraconego raju, jakim była niesłychana zażyłość z Panem u początków stworzenia (Rdz 3,8). Zobaczyć Boga, nie tylko Jego nawet najwspanialsze znaki i cuda, ale Jego samego i w Nim samym! (...)

S. ÉDITH

Pastores poleca