pm
RÉMI BRAGUE, Prawo Boga. Filozoficzna historia przymierza, tłum. Maria Wodzyńska, Anna Kocot, Teologia Polityczna, Warszawa 2015, ss. 570.
Rémi Brague jest autorem znanym już polskiemu czytelnikowi za sprawą książki poświęconej analizie europejskiej tożsamości Europa, droga rzymska. To profesor Sorbony i Uniwersytetu Ludwika Maksymiliana w Monachium, laureat Nagrody Ratzingera, jeden z ciekawszych współczesnych katolickich pisarzy i filozofów.
W Prawie Boga analizuje związek idei prawa z ideą boskości na gruncie trzech monoteistycznych religii: judaizmu, chrześcijaństwa i islamu. Jak niemal zawsze w przypadku dogłębnych analiz, autor ostatecznie dochodzi do wniosku, że sprawy mają się inaczej, niż się z początku wydawało. W tym wypadku chodzi na przykład o stwierdzenie, że skojarzenie islamu z szariatem (prawem Bożym) jest stosunkowo późne. Przedmiotem bowiem posłuszeństwa pierwotnie nie było prawo (sharia), ale sam Bóg. Ponieważ islam nie zna idei prawa naturalnego, również gdy prawo się usamodzielni/uprzedmiotowi, wciąż pozostaje powiązane bezpośrednio z Bogiem, jako jedynym legislatorem. Prawo nie ma związku z rozumem, który jest całkowicie niezdolny do samodzielnego odkrycia tego, co mogłoby uczynić życie człowieka harmonijnym. Teologia jako nauka o Bogu czy etyka racjonalna na gruncie islamu nie mają racji bytu. Koranu należy się uczyć na pamięć, a wolę Boga przyjąć bez pragnienia zrozumienia. Całkowicie różne było od początku podejście chrześcijaństwa do kwestii prawa. Porzuciło ono prędko – stwierdza Brague – pojęcie prawa objawionego i za swoje uznało greckie pojęcie prawa boskiego jako prawa naturalnego. Nawiązał do tego Benedykt XVI w swoim przemówieniu w Bundestagu (2011), zaznaczając, że „w przeciwieństwie do innych wielkich religii chrześcijaństwo nigdy nie narzucało państwu i społeczeństwu prawa objawionego, uregulowania prawnego, wywodzonego z objawienia. Odwoływało się natomiast do natury i rozumu jako prawdziwych źródeł prawa”. Dalekosiężnym skutkiem odwoływania się do moralności wspólnej, naturalnej, jedynie interpretowanej po chrześcijańsku, jest model relacji między sferą polityczną i religijną, nazwany zdrową laickością. Tu jednak czeka nas kolejna niespodzianka. Brague kontestuje dość powszechny polityczny postulat o konieczności rozdziału Kościoła i państwa. Czyni to jednak nie po to, by domagać się fuzji tych instytucji lub dominacji jednej nad drugą. Zauważa tylko, że rozdzielić można wyłącznie to, co było pierwotnie połączone. Tymczasem Kościół i państwo nigdy w historii nie były ze sobą połączone. Ahistoryczny zatem jest postulat przeprowadzenia ich rozdziału. Swoją popularność zawdzięcza zaś ideologicznej narracji, według której historia rozwoju zachodnich społeczeństw to historia sekularyzacji: od społeczeństwa „zaczarowanego” do „odczarowanego”, od polityki zdominowanej przez religię, do polityki wolnej/wyzwolonej od religijnego przymusu. Teza ta jest jedynie „ukrytym programem nowożytności”, nie ma natomiast wiele wspólnego z historią zachodnich społeczeństw. „Domniemane walki o laicyzację instytucji – pisze Brague – pędzą na ratunek zwycięstwu osiągniętemu od stuleci, które jest zresztą zwycięstwem chrześcijaństwa w jego najbardziej oficjalnej formie, zwycięstwem Kościoła ustanawiającego dla siebie samego granicę, która go oddziela od władzy świeckiej”. Dziwnym trafem w tym samym czasie, gdy oficjalnie prowadzona jest walka o wyzwolenie człowieka spod władzy religii, następuje jego coraz silniejsze podporządkowanie woli człowieka ustanawiającego prawa, od których nie ma już żadnego odwołania. Zasadnicza jednak różnica w podejściu do prawa między trzema religiami dotyczy treści objawienia. W judaizmie i islamie treścią objawienia nie jest osoba, lecz jej wola wyrażona w formie przykazań. Tymczasem chrześcijaństwo uznało, że stosunek do Boga wykracza poza ramy prawne. Przedmiotem Objawienia jest Bóg jako osoba. „Logos Objawienia – wyjaśnia Brague – nie jest logosem, poprzez który Bóg sam przedstawia się jako taki, czyli jako niepojęta tajemnica osobowości. Jest podyktowaniem reguły, za którą należy podążać. W związku z tym nie może to być teologia jako rozwinięcie logosu, za pośrednictwem którego Bóg siebie opowiada, lecz jedynie wyjaśnienie tego, co dyktuje”.
pm |
Pastores polecaArchiwum Menu |