KS. WOJCIECH PIKOR, Biblijne pytania o Boże miłosierdzie, Wydawnictwo „Bernardinum”, Pelplin 2016, ss. 172.
W ramach ogłoszonego przez papieża Franciszka Nadzwyczajnego Jubileuszu Miłosierdzia ukazało się sporo tematycznych pozycji książkowych. Wśród nich na uwagę zasługuje niewątpliwie książka ks. Wojciecha Pikora, która dotyka problemu bliskiego wielu ludziom – jak wyczytać orędzie o miłosierdziu Bożym z kart Starego Testamentu, w którym obraz Boga wydaje się być niejednokrotnie daleki od idei miłosierdzia? Książka odpowiada na to pytanie, rozbijając je na szereg kwestii szczegółowych. Pod lupę wzięte zostają szczególnie istotne, ale i szczególnie kontrowersyjne perykopy biblijne, którym przypisane zostają odważne pytania. Autor pyta na przykład, „jak w obliczu cierpienia wierzyć w Boże miłosierdzie” lub „czy można na Bogu wymusić miłosierdzie”. Pytania te wyłaniają się z samych tekstów biblijnych, a jednocześnie okazują się być pytaniami jak najbardziej aktualnymi. Autor ukazuje całą paletę odcieni miłosierdzia, nie unikając tematów trudnych i odważnych. Miłosierdzie zostaje zestawione z ludzką niedolą, wątpliwościami, niesprawiedliwością i śmiercią. Ostatecznie jednak wszystkie odpowiedzi prowadzą czytelnika do Jezusa Chrystusa, w którym Boże miłosierdzie objawiło się w pełni. Dlatego ostatni rozdział – jedyny oparty na Nowym Testamencie – dotyczy śmierci krzyżowej Jezusa. „W śmierci Jezusa zapowiadanej przez teksty Starego Testamentu Boże miłosierdzie staje się wiecznym «teraz» Boga dla człowieka” – pisze autor. Ks. Wojciech Pikor to naukowiec, jednak książka bynajmniej nie jest lekturą ciężką. Można w niej spotkać popularyzatorskie oblicze biblisty i wsłuchać się w jego spokojną opowieść o trudnych kartach Pisma Świętego. Czytelnik z radością odkryje, że słowo Boże dotyka jego dzisiejszych problemów i stanowi na nie odpowiedź. Tą odpowiedzią jest Boże miłosierdzie, które nie jest dla autora publikacji żadnym sloganem, lecz bardzo konkretną rzeczywistością przejawiającą się w dziejach bosko-ludzkiego dialogu. Po książkę warto sięgnąć nie tylko z okazji trwającego Roku Miłosierdzia.
mw
SCOTT HAHN, Uzdrawiająca moc spowiedzi, tłum. Jan J. Franczak, Wydawnictwo AA, Kraków 2015, ss. 224.
Celne są słowa rozpoczynające książkę: „Spowiedź to dla wielu katolików zawikłana sprawa”. Z wdzięcznością i ulgą powinni zatem nową pozycję S. Hahna przyjąć zarówno spowiednicy, jak i penitenci. W lekturze zachwyca świeżość spojrzenia na ten sakrament. Mocne oparcie w tekstach biblijnych i głęboka teologia nie odbierają tekstowi lekkości. Autor potrafi znane i może już nużące nas treści ukazać na nowo, z mocą i żarem. Może dlatego, że spowiedź odkrył dopiero jako dojrzały człowiek. Ten prezbiteriański pastor pod wpływem wnikliwej lektury Pisma Świętego i Ojców Kościoła uznał, że pełnię prawdy chrześcijańskiej głosi Kościół katolicki. Od czasu konwersji w 29. roku życia został apologetą i głosicielem katolicyzmu jako wykładowca akademicki oraz autor wielu poczytnych książek. Jego lektura o spowiedzi to solidna analiza pochodzenia, rozwoju, znaczenia tego sakramentu, wskazująca na zadania penitenta i spowiadającego, łączy w sobie traktat teologiczny z porządną egzegezą oraz doświadczeniem życiowym. Hahn zauważa, że dla zrozumienia sensu spowiedzi istotne jest uświadomienie sobie ciągłej obecności Boga jako Ojca w naszym życiu. „On osądza jak ojciec – miłością.” Bóg chce, by człowiek przyznał się do błędu i stanął w prawdzie – świadczą o tym choćby starotestamentalne historie Adama i Ewy, Kaina, Dawida – a nie oskarżał innych za swój grzech. Użalanie się nad sobą, poczucie wstydu, lęku, defensywność często są wynikiem nieuznania swego przewinienia i braku żalu za grzech. „Ludzie, którzy nie wyrażają żalu, zaczynają mieć żal.” Na pytanie, co jest nie tak z dzisiejszym światem, człowiek powinien odpowiedzieć „Ja!” i pójść do spowiedzi. Przecież po to „Chrystus ustanowił ten sakrament, by dać łaskę”. Hahn proponuje w Dodatku modlitwy i rachunek sumienia, które on sam, jego rodzina i przyjaciele uważają za pomocne w przygotowaniu się do spowiedzi.
ank
STANISŁAW GRYGIEL, „Od początku” – na zawsze. Miłujmy prawdę małżeństwa, Flos Carmeli, Poznań 2015, ss. 172.
Przyjaciel św. Jana Pawła II i ceniony filozof przypomina, dlaczego Kościół nie może zmienić doktryny o małżeństwie. Trzeźwo zauważa – a w Przedmowie podkreśla to kard. C. Caffarra – iż wiele proponowanych dziś rozwiązań problemów dotyczących małżeństwa jest w rzeczywistości ich pogłębianiem lub generowaniem nowych. Rozwiązania te bowiem uderzają w godność człowieka. Jak czytamy w Przedmowie: „nie powstają w Słowie, w którym Bóg stwarza człowieka i świat: nie wypływają ze źródła, którym jest Początek”. A właśnie odniesienie do Początku gwarantuje, że człowiek nie wpadnie w pułapkę zniewolenia przez opinie innych i tymczasowość ziemskich spraw. To istotne w małżeństwie, które jest szczególnym byciem „dla”, czynieniem z siebie daru, wzrastaniem ku Bogu przy drugim człowieku. W swej książce prof. Grygiel wykłada doktrynę o małżeństwie, ale też – niczym prorok – mocno (oby skutecznie!) potrząsa duszpasterzami, odważnie stawia im wysokie wymagania, przestrzega przed błędami, wskazuje na ciążącą na nich odpowiedzialność. Wylicza wiele błędów księży wobec instytucji małżeństwa. Między innymi pisze w kontekście dyskusji nad koniecznością zmian w nauce o małżeństwie: „Socjologicznie rozaktywizowani pasterze czekają w przedpokojach tych, którzy tworzą opinię i zasypują nimi świat, nie wyłączając instytucji kościelnych. Zamiast uczyć się Słowa Bożego, które zamieszkało między nami, zamiast uczyć się człowieka, uczą się modnych słów od światowych opiniodawców”. Tymczasem dobry duszpasterz wskaże małżonkom Boga jako Tego, z którym tworzą oni sakramentalny trójkąt miłości, a najpierw przygotuje ich do godnego zawarcia małżeństwa, określi im jego istotę i płynące z niego zadania. Będzie stawiał im wymagania, bo jeśli toleruje ich małość, a nawet ich w niej utwierdza, powołując się przy tym na fałszywie rozumiane miłosierdzie, w istocie traktuje tych ludzi nie z miłością, lecz z pogardą. Autor przypomina, że to przecież księża mają być wobec małżonków świadkami i głosicielami „piękna Kościoła rodzącego się i żyjącego w sakramentach”, by człowiek mógł z próżni swej samotności i nędzy wyjść ku Słowu Żywego Boga.
ank
PHILIP EARL STEELE, Nawrócenie i chrzest Mieszka I, wyd. II, Wydawnictwo Avalon, Kraków 2016, ss. 152.
Popularna teza odnośnie do wydarzenia z roku 966 jest następująca: Mieszko dokonał pewnego aktu politycznego, chciał uzyskać państwową samodzielność, a zarazem wejść w krąg zachodniej cywilizacji. Samo chrześcijaństwo miało tu wartość tylko narzędziową i zostało sprytnie wykorzystane politycznie przez księcia Polan. Tego typu spojrzenie na chrzest Polski wciąż dominuje, począwszy od szkolnego nauczania na lekcjach historii aż po wysoko utytułowanych historyków uniwersyteckich. Również w kontekście 1050. Rocznicy rzeczonego wydarzenia pojawiły się głosy podważające szczerość intencji Mieszka I i wskazujące na jedynie polityczno-społeczny aspekt chrztu. Philip Earl Steele, amerykański historyk, mieszkający w Polsce i zafascynowany jej historią, pokazuje, jak mylne są te ślepo przyjmowane założenia. Autor rekonstruuje świadomość ludzi X wieku, wskazując, iż kompletnym ahistoryzmem jest imputowanie im politycznego cynizmu i dystansu wobec religii. Wszelkie przesłanki, jakie mogłyby kierować Mieszkiem od strony pragmatycznej, po dokładnym zbadaniu okazują się fałszywe. Książę nie mógł widzieć szczególnej potrzeby uniezależnienia się od Niemiec, nie mógł także liczyć na to, że idea chrześcijańska zjednoczy podległe mu plemiona. Przeciwnie, dla Słowian chrześcijaństwo było ciałem obcym, swoistym końcem ich dotychczasowego świata. Dlatego decyzja Mieszka nie tylko nie przysporzyła mu raczej popularności, ale – jak twierdzi Steele – była wręcz wielkim ryzykiem politycznym. Okazuje się, że po odrzuceniu tych fałszywych przesłanek pozostaje tylko jedno wyjaśnienie, będące zarazem tytułową tezą książki: władca rzeczywiście przeżył nawrócenie religijne. Wbrew redukcjonistycznym tendencjom współczesnej historiografii Steele przekonująco argumentuje za realnością nawrócenia Mieszka. Jednocześnie poglądy autora nie mają w sobie nic z naiwności, Mieszko nie jest ukazany jako ktoś, kto w jednym momencie uchwycił przesłanie Ewangelii. Trudno powiedzieć, jak bardzo dojrzała była jego wiara w momencie decyzji o przyjęciu chrześcijaństwa. Autor przyrównuje chrzest Mieszka pod tym względem do innego ważnego wydarzenia, a mianowicie konwersji Konstantyna Wielkiego. Warto dodać, że jeśli chodzi o miejsce chrztu, Steele opowiada się jednoznacznie za Ostrowem Lednickim. Ważkość tematu, radykalizm tezy oraz rzetelność naukowa, połączona z przystępnością przekazu – wszystko to sprawia, że po książkę warto sięgnąć, zwłaszcza w okresie trwającej rocznicy 1050-lecia chrztu Polski.
mw