Najczęściej jest to modlitwa do św. Michała Archanioła, czasem modlitwa do Maryi czy jakiegoś świętego, zwłaszcza patrona parafii, lub też okolicznościowa modlitwa związana z parafialnym czy diecezjalnym wydarzeniem. Zdarza się też odmawianie w tym momencie modlitwy „Wieczny odpoczynek” za zmarłych, w intencji których sprawowana była Msza, lub też za zmarłych w ostatnim czasie parafian. Jeżeli zaś Msza jest sprawowana w intencji osób żyjących z okazji ich imienin, urodzin lub jakiegoś jubileuszu i osoby te są obecne w kościele, niekiedy ma miejsce publiczne składanie im życzeń, po których czasem wykonuje się jeszcze przyśpiewkę „Życzymy, życzymy”. Jak traktować te zjawiska? Jedni uważają, że jest to dopuszczalne a nawet dobre zjawisko, świadczące o żywotności miejscowej społeczności, niemało osób ma jednak do takich praktyk zastrzeżenia. Warto więc na to spojrzeć z różnych stron, rozważając racje zarówno zwolenników, jak i krytyków stosowania takich dodatków.
Argumenty zwolenników
Przepisy tego nie zabraniają
Z zacytowanego wyżej fragmentu Ogólnego wprowadzenia do Mszału wynika, że wprawdzie nie jest przewidziane dodawanie niczego w tym momencie liturgii, zarazem jednak nie jest to wprost zabronione. Można wskazać od razu na inny element Mszy, zupełnie nieuwzględniony w tym dokumencie, a powszechnie stosowany: śpiew na zakończenie. Przepisy liturgiczne nie znają takiego śpiewu, a wszyscy go praktykują i nikomu nie przychodzi do głowy, by kwestionować jego obecność. Przeciwnie, gdyby na koniec Mszy organista nie zaczął żadnej pieśni, wszyscy byliby tym bardzo zaskoczeni i uważaliby, że dopuścił się on zaniedbania. Pokazuje to, że mają prawo wchodzić do liturgii zwyczaje idące nie wbrew przepisom, ale jakoś obok nich.
Historyczne precedensy
Najbliższym czasowo precedensem są modlitwy Leona XIII, czyli zbiór modlitw poleconych przez tego papieża do odmawiania na końcu Mszy świętej. Na modlitwy Leona XIII składały się trzy Ave Maria, Salve Regina, jeszcze jedna modlitwa maryjna, modlitwa do św. Michała Archanioła i trzykrotna inwokacja do Najświętszego Serca Jezusowego. Ten blok modlitw obowiązywał w Mszach recytowanych do 1964 roku, kiedy został zniesiony przez watykańską instrukcję Inter oecumenici. Część starszych wiekiem kapłanów i wiernych świeckich pamięta więc tę praktykę.
Osoby lepiej zorientowane w historii liturgii mogą wskazać jeszcze na casus Mszy rzymskiej w państwie Franków po reformie karolińskiej, kiedy wprowadzono tam liturgiczny obrządek rzymski w miejsce dawnego galijskiego. Rzymski obrządek z jednej strony pociągał, z drugiej jednak wydawał się nieco za prosty i za mało udramatyzowany. Nowe modlitwy i czynności wprowadzano zwłaszcza na początku Mszy, przed Ewangelią, podczas ofertorium i wokół Komunii świętej. Działo się to oddolnie i w dużej mierze spontanicznie, a z czasem nowo dodane elementy weszły do mszału. Historia nigdy się, oczywiście, nie powtarza tak samo, ale jest tu pewna analogia.
Trzeba czegoś więcej
Przywołałem precedens Mszy rzymskiej w epoce karolińskiej, ponieważ przy wszystkich różnicach między tamtą sytuacją i obecną można zaobserwować pewien bardzo podobny mechanizm. Ówczesne obrzędy Mszy rzymskiej zostały przyjęte bez oporu, ale przy ich stosowaniu pojawiło się poczucie, że brakuje w nich pewnej ekspresji i dramatyzmu, zaś ilość modlitw wypowiadanych przez kapłana jest zbyt mała. Analogicznie dziś są osoby, które akceptując obecne obrzędy mszalne, mają jednocześnie poczucie, że czegoś w nich za mało, jakby obiektywna modlitwa liturgiczna dawała za mało przestrzeni dla wyrażenia własnej pobożności. Stąd odczuwana przez niektórych księży potrzeba większej ekspresji w gestach liturgicznych. Zdarza się na przykład przełamywanie chleba na słowo „łamał” przed słowami ustanowienia, wskazywanie konsekrowanych Postaci na słowa „Oto wielka tajemnica wiary”, znak krzyża partykułą Ciała Pańskiego nad kielichem przed łączeniem Postaci czy znak krzyża Hostią przed jej spożyciem. Stąd również potrzeba dodania jakiejś partykularnej modlitwy przynajmniej na końcu, dla wyrażenia własnej szczególnej pobożności.
Ludzie tego potrzebują
Można zauważyć, że gdy jakaś dodatkowa modlitwa już zostanie wprowadzona, ludzie szybko i łatwo się do niej przywiązują. Niekiedy zaś dzieje się tak, że dodatkową modlitwę wprowadza się wręcz na życzenie lub żądanie grupy parafian. Bywa też, że nowy proboszcz lub ekipa duszpasterzy próbuje zmienić zwyczaj poprzedników. Nawet jeśli chodzi tylko o przesunięcie modlitwy, tak żeby była odmawiana po rozesłaniu zamiast przed błogosławieństwem, wywołuje to sprzeciw niemałej części osób, jakby odbierano im coś bardzo ważnego. Jest to znak, że takie dodawanie nowych modlitw trafia w jakąś religijną potrzebę. W sytuacji, gdy jest to modlitwa gdzie indziej nieznana, daje to chyba swego rodzaju poczucie własnej tożsamości.
Jest już w zasadzie po Mszy
O ile pewnie prawie wszyscy zgodziliby się, że wstawianie jakichś dodatkowych modlitw w toku Mszy byłoby czymś niewłaściwym, to dlaczego nie robić tego na końcu? Nawet niektórzy teologowie i liturgiści są zdania, że Msza kończy się w zasadzie modlitwą po Komunii, a błogosławieństwo i rozesłanie to rodzaj liturgicznego postscriptum. Dodawanie pewnych elementów przed błogosławieństwem nie jest niczym niewłaściwym, skoro Msza jako taka już się w zasadzie zakończyła.
Co w tym złego?
Łatwo zrozumieć zastrzeżenia wobec wprowadzania jakichś elementów świeckich, co jednak miałoby być złego w dodawaniu rzeczy tak pobożnych jak modlitwa do św. Michała Archanioła, do Matki Bożej czy do świętego patrona? Czy Pan Bóg miałby być o to zazdrosny i o to się obrazić?
Wątpliwości i zastrzeżenia
Naginanie norm liturgicznych
Nie można do liturgii aplikować prawnej zasady „co nie jest wprost zabronione, to jest dozwolone”. Opis liturgii w Ogólnym wprowadzeniu do Mszału rzymskiego jest punktem odniesienia dla liturgicznej praktyki i należy interpretować je ściśle. Jeżeli Wprowadzenie nie przewiduje żadnych dodatkowych elementów między modlitwą po Komunii a błogosławieństwem, to po prostu nie należy tam niczego dodawać. Jest prawdą, że misterium Eucharystii zostaje dopełnione w akcie Komunii, i w tym sensie, patrząc od strony teologicznej, Msza kończy się Komunią świętą. Jednak z punktu widzenia struktury celebracji obrzędy zakończenia jak najbardziej przynależą do obrzędów mszalnych i to one są zamknięciem liturgii. Śpiew na zakończenie istotnie jest zwyczajowym dodatkiem i na podobnej zasadzie można potraktować dodatkowe modlitwy. Dlatego jeśli już je wprowadzać, to po obrzędach zakończenia, a nie przed nimi.
Precedensy historyczne dotyczą trochę innych sytuacji
Modlitwy Leona XIII były odmawiane po formule rozesłania, modlitwie Placeat, błogosławieństwie i ostatniej Ewangelii, czyli faktycznie już po zamknięciu celebracji a nie w jej ramach. Z kolei casus Mszy rzymskiej w epoce karolińskiej istotnie może być przejawem podobnego mechanizmu (odczucie braku i oddolne uzupełnianie obrzędów o nowe elementy), natomiast warto zwrócić uwagę na bardzo istotną różnicę między sytuacją z przeszłości a obecną. W epoce karolińskiej chodziło o dodawanie do mszalnych obrzędów nie jakichkolwiek modlitw i czynności, ale tych tylko, które w odczuciu osób je wprowadzających adekwatnie wyrażały celebrowane misterium eucharystyczne i pomagały w jego przeżywaniu. Natomiast modlitwy obecnie wprowadzane pod koniec Mszy nie mają żadnego bezpośredniego związku z Eucharystią. Owszem, na ogół każda z nich wyraża jakiś ważny nurt pobożności, ale faktycznie nie jest powiązana z samą Mszą, znajduje się niejako obok niej.
Dysonans w stosunku do modlitwy liturgicznej
Modlitwy adresowane do kogokolwiek poza samym Bogiem w ogóle nie powinny być wstawiane do liturgii, gdyż tworzą dysonans wobec modlitwy liturgicznej. Modlitwa liturgiczna zanoszona jest przez Chrystusa w Duchu Świętym do Ojca, co jasno wyraża choćby konkluzja kolekty. W Eucharystii sprawujemy dzieło naszego odkupienia i oddajemy chwałę Bogu razem z Maryją, aniołami i świętymi. W żadnym wypadku nie zapominamy o nich i nie tracimy ich z pola widzenia, ale też w liturgii nie zwracamy się bezpośrednio do nich, a raczej w jedności z nimi zwracamy się wspólnie do Boga, co bardzo dobrze wyraża konkluzja prefacji („Dlatego z Aniołami, Archaniołami i wszystkimi Świętymi głosimy Twoją chwałę, razem z nimi wołając” – w tym lub w zbliżonym brzmieniu) a także łaciński tekst pierwszego wspomnienia świętych w Kanonie rzymskim communicantes et memoriam venerantes („pozostając w jedności i wspominając”), co jest, niestety, trudne do wiernego i zręcznego przełożenia na języki ojczyste. W liturgii jesteśmy w jedności z Maryją, aniołami oraz świętymi i mamy nadzieję znaleźć się kiedyś w pełnej wspólnocie z nimi, ale nie koncentrujemy się na nich samych. Nawet gdy obchodzimy w roku liturgicznym ich uroczystości, święta i wspomnienia, wysławiamy przede wszystkim dzieła Boże zdziałane w nich i przez nich. Nic nie stoi natomiast na przeszkodzie, by po zakończonej liturgii zwrócić się z wezwaniem także do tych, z którymi w liturgii byliśmy skupieni na Bogu i Jego paschalnym dziele, nie należy jednak czynić tego przed zamknięciem liturgii.
Odkrywanie wielorakiego bogactwa samej Mszy świętej
To jest punkt najistotniejszy. Nawet jeśli dodatkowe modlitwy sytuujemy nie przed błogosławieństwem a po rozesłaniu, czyli formalnie już poza strukturą obrzędów, istnieje ryzyko tworzenia wrażenia, jakby sama Msza święta była jakoś niepełna, niewystarczająca i potrzebowała uzupełnienia czy to przez modlitwę, czy to przez jakiś inny pobożny akt. Pokrewnym zjawiskiem, by w tym miejscu jedynie o tym napomknąć, jest zdarzające się w niektórych kościołach nadmierne łączenie Mszy z innymi nabożeństwami. Są kościoły, w których każdego dnia wieczorna Msza święta jest złączona z jakimś nabożeństwem, niekiedy nawet są dwa nabożeństwa, jedno przed Mszą, drugie po niej. Bardzo łatwo wytworzyć wrażenie, że sama Msza nie wystarczy.
Choć od kilku dziesięcioleci sprawujemy Mszę w bezpośrednio zrozumiałym języku, to wciąż jesteśmy w drodze do rozumienia Mszy świętej i jej znaczenia. Warto teraz przejść do konkretnych przykładów przywołanych we wstępie do artykułu.
Czy wprowadzając na końcu Mszy modlitwę do św. Michała Archanioła, pamiętamy, że to przede wszystkim paschalne misterium Chrystusa obecne w Eucharystii jest naszym ratunkiem i naszym zabezpieczeniem przed zakusami diabła? Rzecz nie w tym, by negować szczególną misję Archanioła Michała w opiece nad Kościołem, bo to sam Bóg wyznacza obowiązki aniołom i ludziom (por. kolekta ze święta Archaniołów Michała, Gabriela i Rafała), ale w tym, by nie tworzyć wrażenia, że Eucharystia bez modlitwy do św. Michała ma niepełną wartość.
Czy dodając modlitwy do Maryi lub innych świętych, pamiętamy, że to przede wszystkim sam Chrystus paschalny na wiele sposobów realnie obecny w Eucharystii oręduje za nami u Ojca (Rz 8,34), i czy wystarczająco akcentujemy to w głoszeniu słowa Bożego i w katechezie liturgicznej?
Czy dodając osobną i nieprzewidzianą obrzędami modlitwę za zmarłych na końcu Mszy, nie zaciemniamy tych momentów liturgii, które podkreślają walor Mszy jako Ofiary składanej za wszystkich zmarłych? Właściwe miejsce na wspomnienie zmarłych to modlitwa powszechna oraz modlitwa eucharystyczna. Kanon rzymski zawsze przewiduje wymienienie imion zmarłych, a Druga i Trzecia modlitwa eucharystyczna zawierają specjalne warianty przewidziane na Msze ofiarowywane za zmarłych (wcale nie tylko na Msze żałobne). Czy stosujemy zwłaszcza bardziej rozbudowany i piękny wariant Trzeciej modlitwy eucharystycznej? W przypadku Mszy ofiarowywanych za żyjących należy modlić się za nich w modlitwie powszechnej, a bardzo stosowne jest również posłużenie się Kanonem rzymskim, dającym możliwość wspomnienia tych osób przez wymienienie ich imion. Wymienienie tych osób w samym sercu liturgii eucharystycznej jest pomysłem o wiele lepszym niż składanie życzeń i śpiewanie niezbyt ewangelicznej przyśpiewki „Życzymy, życzymy”, z której wynika, że najważniejszymi sprawami w życiu człowieka są zdrowie i ludzka życzliwość. Życzenia i śpiewy spokojnie można odłożyć na czas po liturgii i robić to już poza kościołem.
To, że niemałej ilości wiernych podobają się wspominane tu innowacje i że trafiają one w religijne zapotrzebowanie różnych osób, nie jest argumentem o decydującej sile na rzecz takich praktyk. To liturgia ma kształtować naszą religijność a nie być dostosowywana do naszych potrzeb. Odkrywajmy przede wszystkim Eucharystię jako szczyt całej działalności Kościoła i źródło jego mocy (KL, 10), wydobywając z niej to wszystko, co już jest w nią wpisane, nie próbując zaś jej ulepszać naszymi dodatkami. Jeśli zaś jesteśmy mocno przekonani co do wprowadzenia jakiejś osobnej modlitwy czy pobożnego aktu, stosujmy to już po zamknięciu liturgii.
MACIEJ ZACHARA MIC (ur. 1966), liturgista, wykładowca w Wyższym Seminarium Duchownym Księży Marianów w Lublinie; stały współpracownik miesięcznika „Oremus”. Opublikował m.in. książki: Msza święta. Liturgiczne ABC i Krótka historia Mszału Rzymskiego.
Źródło: PASTORES 90 (1) Zima 2021