Są modlitwy, które odmawiamy codziennie przez długie lata i które nagle nasilają się w sercu aż do westchnień i jęków duszy. To Duch Święty wraca do nas ze słowami modlitwy, bywa, że z jednym tylko słowem, i zapala, byśmy wołali żarliwiej. To wołanie, które zamienia się we wzdychanie, już nie jest z nas, ale z Ducha, który zamienia nasz jęk (stenagmos) w swoją osobistą modlitwę wstawienniczą (Rz 8,26-27).
Jest taka modlitwa, którą – jak każdy ksiądz – od 35 lat odmawiam, sprawując Mszę świętą, a przy której od pewnego czasu moja dusza coraz mocniej wzdycha. Dzieje się tak po „Ojcze nasz”, podczas embolizmu. Czuję w sobie wzdychanie duszy, gdy dochodzę do słów: „Wspomóż nas w swoim miłosierdziu, abyśmy [byli] bezpieczni od wszelkiego zamętu (ab omni perturbatione securi)”. O tak, powtarzam, Duchu Święty, strzeż nas od zamętu!
Zachowaj nas od zamętu
Słowo „zamęt” (łac. perturbatio) pomaga mi nazwać to, co wyczuwam dzisiaj jako największe zagrożenie nie tylko dla świata, lecz daleko bardziej dla Kościoła w świecie. Nasilający się zamęt to coś więcej niż wszelkie inne nieszczęście mogące przytrafić się Kościołowi. Notabene w jednym ze studyjnych wydań Mszału „zamęt” został zastąpiony słowem… (…)
Więcej przeczytasz w najnowszym numerze kwartalnika PASTORES 90 (1) Zima 2021.