Pandemia wyprowadziła nas z równowagi. Także z tej równowagi, która charakteryzuje przewidywalny bieg życia chrześcijańskiego w jego zwykłych formach kościelnych. W związku z tym wyjściem z równowagi powstają dziś przynajmniej dwa diametralnie odmienne punkty widzenia na to, jakie warunki tworzy obecny kryzys pandemiczny względem sprawy wiary.
Jedni – przekonani na ogół, że monotonia, rutyna i zwyczajność jedynie usypiają wiarę i zastępują ją rytualną religijnością – widzą w aktualnym wstrząsie jakby interwencję Boga samego jako Pana niespodzianek. Mówiąc krótko, wypatrują – zarówno w zmienionych warunkach życia, jak i w związanych z nimi poruszeniach psychospołecznych – sygnału, by uznać, że wraz z odwracającą się kartą dziejów Kościół powinien wybiec ku „nowej epoce”, a w związku z tym jakby „na nowo się wymyślić”. Jest jednak i drugi punkt widzenia, według którego do Pana należą zarówno chwile burz, jak i lata monotonii, a przecież w każdym czasie jest On bardziej „w lekkim wietrzyku” rzeczy prostych niż w huku „przełomowych decyzji”. Z tej perspektywy nie uznaje się gwałtownego wstrząsu za czas zawsze sprzyjający głębszemu pojęciu woli Bożej względem Kościoła i jego wiernych a więc i za czas dobrze wybrany dla „wymyślania się na nowo” i rysowania wielkich koncepcji reformy. Rzecznicy tego drugiego stanowiska zatem sądzą raczej, że kryzysowe ogołocenia to nie drogowskazy do nowego świata, lecz próby, w trakcie których trzeba nie tyle zmieniać chrześcijaństwo, ile w jego znanych formach odróżniać „jedno konieczne” (unum necessarium) i w przywiązaniu do niego przetrwać burzę. (…)
Więcej przeczytasz w najnowszym numerze kwartalnika PASTORES 90 (1) Zima 2021.