W czerwcu 2009 roku na adres domu generalnego Zgromadzenia Córek Maryi Niepokalanej przyszedł list - prośba skierowana przez ks. Jana Kucharskiego wraz z grupą parafian z Gdańska o wszczęcie przygotowań do procesu beatyfikacyjnego s. Judyty Urszuli Napierskiej. Wydarzenie to przynagliło przełożonych Zgromadzenia, by sprawy zebrania świadectw życia i działalności s. Judyty nie odkładać na później, ale po­traktować jako zadanie pilne i konieczne.

Urszula Napierska urodziła się 16 lutego 1932 roku w Góralach niedaleko Jabłonowa Pomorskiego. Pochodziła z głęboko wierzącej rodziny. Rodzice, Julianna i Jan Napierscy, wychowywali liczną gromadkę dzieci: sześciu synów i sześć córek. Urszula była ich najmłodszym dzieckiem. Spokojne życie rodzinne przerwał wybuch II wojny światowej. Bilans wojenny dla rodziny Napierskich był tragiczny: z 14-osobowej rodziny pozostała tylko Urszula ze schorowaną matką. Wojna odbiła się także na zdrowiu Urszuli, u której wykryto gruźlicę kości. W czasie długiej hospitalizacji (około pięciu lat) w Bydgoszczy, Grudziądzu i Brodnicy została poddana 24 zabiegom operacyjnym; ciągłe komplikacje i powikłania pooperacyjne przedłużały jej leczenie. Po opuszczeniu szpitala, jadąc na grób matki, zmarłej we wrześniu 1954 roku, Urszula spotkała w pociągu przełożoną generalną sióstr pasterek, s. Rufinę Makowską, która zapropo­nowała jej przyjazd do Jabłonowa Pomorskiego i podjęcie nauki w szkole. W ośrodku sióstr pasterek Urszula przebywała do momentu wstąpienia do klasztoru Sióstr Klarysek od Wieczystej Adoracji w Bydgoszczy, gdzie po odbyciu formacji podstawowej w październiku 1966 roku złożyła pierwsze śluby zakonne jako s. Judyta od Miłości Bożej. Jednak ze względu na zły stan zdrowia w marcu 1968 roku musiała opuścić klasztor. Przez pół roku pozostała w Bydgoszczy, zamieszkując u przyjaciółki, Danuty Ja­sińskiej, poznanej w okresie leczenia szpitalnego. Jesienią 1968 roku za radą s. Ludwiki Łożewicz, szarytki (która przyrzekła umierającej Juliannie Napierskiej opiekę nad jej córką), udała się do Gdańska, gdzie za­mieszkała u pani Ketlingowej. Kolejne lata w życiu Urszuli to praca u państwa Komosińskich w charakterze opiekunki dzieci. W 1972 roku za­częła pracować jako zakrystianka w parafii Matki Bożej Bolesnej w Gdań­sku, ale wciąż pozostawała bezdomna, mieszkając kątem u obcych. Opatrznościowym człowiekiem okazała się Wanda Miklikowska z Gdańska, która przyjęła ją pod swój dach i obdarzyła przyjaźnią.

Życie Urszuli to czas prób, cierpienia, złamań kości, kolejnych operacji, a wreszcie choroby nowotworowej i samotności. Pragnienie oddania Bogu w życiu konsekrowanym Urszula nieustannie podtrzymywała w sercu, cierpliwie czekając na jego realizację. Jej pragnienie spełniło się po latach. W 1998 roku została przyjęta do Zgromadzenia Córek Maryi Niepokalanej. Pierwsze śluby złożyła 8 grudnia 1999 roku, natomiast śluby wieczyste w szpitalu na Zaspie w lutym 2000 roku, oczekując na kolejną operację. Zmarła 3 listopada 2001 roku w Gdańsku.

"Wezwanie Boże jest czymś tajemniczym, przychodzi do nas w mroku wiary. Dochodzi do nas głosem tak słabym, delikatnym, w ciszy. Trzeba słuchać. To wezwanie daje o sobie znać ustawicznie" - zapisała s. Urszula w swoich notatkach duchowych. Do misji modlitwy i wynagra­dza­nia za kapłanów, którzy sprzenie­wie­rzyli się łasce powołania, Bóg przygotowywał Urszulę poprzez cierpienie. Zażądał od niej przyjęcia trudnego daru towarzyszenia Mu na drodze męki krzyżowej. "Od wczesnych lat życia Pan Bóg doświadczał ją niezwykłymi łaskami i cierpieniem - wspomina najbliższa przyjaciółka, s. Ewelina Kodrzycka ze Zgromadzenia Sióstr Pasterek. - Ofiarowała swoje życie za błądzących kapłanów i dlatego szatan jej w tym przeszkadzał. Sama byłam świadkiem niektórych sytuacji z tym związanych. (...) swoją misję pełniła wiernie, czyniąc to, czego Bóg od niej żądał. Często powtarzała: «Mogę powiedzieć ‘nie’, ale Jezusowi się nie odmawia»". Najbardziej cierpiała za tych kapłanów, którzy konali. Ich szatan nie męczył, tylko ją. Nieraz po takich cierpieniach mówiła: "Już jest zbawiony, to już była ostatnia chwila". Do jej skromnego mieszkania raz po raz przychodzili księża uzależnieni, którzy chcieli porzucić kapłaństwo. Ona jednak pomagała im przetrwać czas kryzysu, była dla nich duchową matką. Uwikłanym w nałóg kapłanom stawiała twarde warunki, żądała od nich szczerego wyznania całej sprawy biskupowi i zmiany środowiska posługi, a przede wszystkim podjęcia radykalnej drogi nawrócenia. S. Urszula miała dar motywowania ludzi do pracy nad sobą - wielu opuszczało jej mieszkanie z pokojem serca i decyzją wejścia na drogę nawrócenia. Z relacji świadków wiadomo, iż "szatan dokuczał s. Urszuli w przeróżny sposób, aby się tylko załamała i jemu poddała. Ona jednak była mocna wobec przeciwności" - wspomina s. Mieczysława. - Siłę do tego dawała jej gorąca miłość i modlitwa do Pana Jezusa i Matki Najświętszej".

Niezwykłym łaskom, jak czytanie w duszach i przewidywanie ludzkich losów, przez wiele lat towarzyszyło s. Urszuli ogromne cierpienie związa­ne z łaską stygmatów, które pojawiały się w Wielki Piątek i w pierwsze piątki miesiąca w różnych okresach jej życia. W relacji Danuty Bąk, towarzyszki z czasu pobytu Urszuli w Jabłonowie i wieloletniej przyjaciółki z Gdańska, można przeczytać: "Moje drogi z s. Urszulą Napierską złączyły się dość wcześnie. W wieku 16 lat rozpoczęłam naukę w szkole Sióstr Pasterek w Jabłonowie Pomorskim. (...) Było to około 1959 r. (...) Od samego początku przyjaźniłyśmy się. We wszy­stkie piątki Urszula była zamykana na klucz w celi. Siostra Bogumiła zanosiła jej tylko picie i zaraz wychodziła. (...) Do dzisiaj nie wiem, jak to się stało, w jaki sposób znalazłam się w jeden z piątków w jej celi. Urszula nie była wówczas zamknięta. Ruszyłam za klamkę i weszłam. Zobaczyłam ją siedzącą na łóżku, miała potargane wło­sy, a twarz była zalana krwią, która spływała ze skroni. Była bardzo cier­piąca. Wyglądała jak Pan Jezus w czasie konania. Zapamiętałam do­kładnie jak to było. Była ubrana w białą lnianą koszulę. Pościel na łóżku była biała, dlatego krew była bardzo widoczna. Ona siedziała w rogu na łóżku. Jak mnie zobaczyła, powiedziała tylko tyle: «Danusiu, jak ty tu wesz­łaś? Pamiętaj, nie mów o tym nikomu, co widziałaś». Nie mówiłam o tym nikomu, ale to było dla mnie wielkim przeżyciem" (relacja z 22 listopada 2011).

Łaskę stygmatów s. Urszuli potwierdza także s. Ewelina: "Widziałam, jak strasznie cierpiała. Wtedy zaraz po Mszy świętej kładła się do łóżka. Leżała jakby nieprzytomna, skrwawiona. Nikt tam do niej nie wchodził, tylko my, które byłyśmy w to wtajemniczone. Później zapytałam ją o to, a ona powiedziała, że to prawda. To są tajemnice Boże, których ona nawet nie jest świadoma". Stygmaty pojawiły się podczas pobytu w Jabłonowie, doświadczała ich także w czasie formacji u Sióstr Klarysek w Bydgoszczy, a także w Gdańsku, kiedy mieszkała razem z Wandą Miklikowską. O tym cierpieniu s. Urszuli wiedzieli tylko nieliczni, jej najbliższe powiernice i spowiednik. Inni przeczuwali, że piątek to bardzo ważny dla niej dzień, który przeżywała w szczególnej bliskości z cierpiącym Jezusem. Sąsiadka, pani Małgorzata Handzel, stwierdza, że s. Urszula "nie brała żadnych leków przeciwbólowych. W piątki ściśle pościła, prawie nic nie jadła. Była jakby wyłączona z życia. Była bardzo skupiona, to było dla nas wi­doczne". (...)

AGATA MIREK

Pastores poleca