„Urodziłam się chrześcijanką i jeśli z tego powodu mam zginąć, wolę umrzeć jako chrześcijanka” – tak mówiła 54-letnia Khiria Al-Kas Isaac do swych oprawców, gdy ci przystawiali jej miecz do szyi.
Już prawie półtora roku w Mosulu nie sprawuje się Eucharystii. Barbarzyńcy z Państwa Islamskiego zakryli ołtarze czarnymi flagami będącymi symbolem dżihadu. Tragedia tego miasta stała się początkiem najbardziej dramatycznych chwil w życiu irackich chrześcijan. Ich los jeszcze nigdy nie był zagrożony tak, jak w obecnym czasie. Ks. Douglas Al-Bazi był proboszczem w Bagdadzie. Kościoła już nie ma, muzułmanie wysadzili go w powietrze na jego oczach. Opiekuje się uchodźcami w Irbilu, który stał się domem dla tysięcy chrześcijan. Dają lekcję wierności do końca. Niekiedy okrucieństwo męczeństwa ich bliskich nie ustępuje w niczym Jezusowej męce. Kapłan wie, o czym mówi. Sam był więziony i torturowany. „By żyć na terenach stopniowo zagarnianych przez islamskich fundamentalistów, trzeba spełnić któryś z warunków: przejść na islam lub płacić horrendalny podatek, około 4000 dolarów miesięcznie od chrześcijańskiej głowy, a nikogo na to nie stać.” Trzecim wyjściem jest śmierć z ręki muzułmańskiego kata, chyba że wcześniej uda się jakimś cudem uciec. Fundamentaliści niszczą, zabijają, nie są jednak w stanie dotknąć irackiej duszy zakorzenionej w wierze.
„Urodziłam się chrześcijanką i jeśli z tego powodu mam zginąć, wolę umrzeć jako chrześcijanka” – tak mówiła 54-letnia Khiria Al-Kas Isaac do swych oprawców, gdy ci przystawiali jej miecz do szyi. Gdy islamiści wtargnęli do Karakosz, od razu wzięli się za mieszkających tam niewiernych, jak mówią o uczniach Jezusa. „Kobiety spędzili na główny plac miasta i okładali batami, by wyrzekły się Chrystusa” – opowiada Khiria. Z 46 skatowanych ciał płynęła krew. Żadna z kobiet nie wyrzekła się wiary. Rozwścieczony mężczyzna krzyczał do niej: „Nawróć się albo zaraz cię zetnę. A potem przyjdzie kolej na twego męża!”. Kobieta ze spokojem odpowiedziała: „Wolę ponieść męczeństwo”. Tak samo postąpił jej mąż Mufeed Wadee Tobiya. 10 dni niewoli, codziennych tortur i bluźnierstw pod ich adresem. „Byliśmy pewni śmierci. Wiedzieliśmy o dramacie naszych braci i sióstr z Mosulu. Modląc się na różańcu, powtarzaliśmy Jezusową obietnicę: «Do każdego, kto się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja»” – opowiada Khiria. Nie wie, dlaczego islamiści nagle zmienili zdanie. Wypuścili ją z mężem i dwiema innymi kobietami. Wcześniej ograbili ze wszystkiego. Małżonkowie mieli odłożoną pokaźną sumę na operację nerki Khirii. Po wyczerpującym marszu schronili się wśród innych uchodźców w Ankawie. Nie chcą emigrować. Mówią, że to jest ich ziemia. Codziennie modlą się o pokój nad Tygrysem i Eufratem.
Islamiści, przejmując kolejne miasteczka, działają według ustalonego schematu. Odcinają chrześcijanom wodę i prąd i zakazują udzielania im jakiejkolwiek pomocy medycznej oraz dostarczania lekarstw, nawet tych ratujących życie. Każdego, kto złamie rozporządzenie Państwa Islamskiego, zgodnie z prawem szariatu, czekają surowe kary, ze śmiercią włącznie. Bojownicy islamscy nie godzą się też na obecność chrześcijan w szpitalach. Najpierw zdzierają im krzyżyki z szyi. Jamal nie wytrzymała swej kalwarii; gdy tylko nadarzyła się okazja, uciekła z Iraku. Mówi, że każdą Mszę przepłakuje, myśląc o chrześcijańskich kobietach, które trafiają w ręce islamistów. Przez trzy dekady była ginekologiem, pomogła na świat przyjść tysiącom dzieci. W irackiej mozaice Iraku nigdy nikogo nie pytała o wiarę. Pierwszy raz zgwałcili ją, gdy przystępując do odbierania porodu, nie chciała włożyć czarnej islamskiej sukni i zakryć głowy welonem. Drugi, gdy z uporem powtarzała, że jej Bóg jest Miłością i ona tą miłością chce się dzielić z innymi. Matka nie wytrzymała dramatu córki, zmarła na serce. O tym, co widzieli, nie chcą z mężem opowiadać. Mówią jedynie: „Wierność nie ma ceny”.
Suheila musiała uciekać dwukrotnie. Najpierw z Mosulu, potem z Karakosz. A z nią pięcioro dzieci. „Marzymy o powrocie do rodzinnego domu, ale wiemy, że bez wiary w Chrystusa to nie byłoby życie. Jest nam trudno, w obozie panują ciężkie warunki, ale żyjemy, jesteśmy razem z całą rodziną. Nikt z nas nie ma żalu do Boga, codziennie spotykamy się na Mszy i wspólnej modlitwie” – opowiada. Wyznaje, że najbardziej bała się o swoje córeczki. „Gdyby im zagrozili, nie wiem, czy bym wytrwała” – dodaje.
Islamski fundamentalizm, rozlewając się na kolejne kraje, paradoksalnie sprawia, że nasz dzisiejszy wątpiący, przemądrzały świat musi konfrontować się z kolejnymi niesamowitymi świadectwami. Pani Bashira śmierć swoich synów zobaczyła w telewizji. Zginęli w czasie egzekucji na plaży w Trypolisie. Mieli 23 i 25 lat. Mordercom synów publicznie wybaczyła i modli się za nich z całą swą rodziną, by – jak podkreśla – przejrzeli na oczy i spotkali Jezusa, który przynosi nam zbawienie. Wyznanie ich brata dla wielu było jeszcze większym zaskoczeniem. „Ludzie sądzą, że jesteśmy zdesperowani, a my jesteśmy dumni z tego, w jaki sposób umierali nasi męczennicy – mówi. – Nie oznacza to, że nie cierpimy i nie bolejemy nad śmiercią naszych najbliższych. Dziękuję jednak islamistom, że na opublikowanym filmie z egzekucji nie zagłuszyli słów wypowiadanych przez mych braci, kilka sekund przed ścięciem”. Jego dwaj zamordowani braci powtarzali jedynie: „Jezu, pomóż mi!” i wiedząc, co ich za chwilę spotka, ofiarowali swe przebaczenie przyszłym mordercom. Słowa wyznania wiary, powierzenia się Jezusowi i przebaczenia oprawcom wypowiedzieli też pozostali. Ich brat dodaje: „Jezus uczy nas kochać naszych nieprzyjaciół i błogosławić tym, którzy nas przeklinają”.
W: Pastores 69/4/2015