Zbliża się 1050. rocznica chrztu Polski, kiedy to w kwietniu 966 roku książę Mieszko I przyjął akt wiary, wyrzekając się zła i wszelkich dróg od niego i do niego prowadzących. Ten akt wiary i wyrzeczenia się szatana stał się zobowiązaniem całego naro¬du polskiego. Od zarania dziejów towarzyszył nam w tej drodze kapłan.


Przez pokolenia

Z pokolenia na pokolenie, Polacy wierzący i niewierzący (a szanujący nauczanie Kościoła) przyjmowali Dekalog za dro­gowskaz życia, nie tylko prywatnego, ale także publicznego i pro publico bono.

W tym wyborze trudnych dróg wzmacniających wspólnotę narodową Polakom od wieków towarzyszył kapłan, począwszy od bp. Jordana i św. Wojciecha oraz św. Stanisława i pięciu bra­ci męczenników, pierwszych ofiarnych nosicieli Ewangelii, po św. Jana Pawła II, bł. ks. Jerzego Popiełuszkę, Sługę Bożego Prymasa Tysiąclecia, kard. Stefana Wyszyńskiego. Trudno wy­mienić wszystkie dzieła wspierane przez duchowieństwo lub wręcz współtworzone, a zapisane złotymi zgłoskami w naszej historii. W ostatnio wydanej pracy prof. Andrzej Nowak[1] pisze między innymi o bp. Wincentym Kadłubku, kronikarzu książę­cym, z jednej strony jako o osobie, której talenty i wiara przy­czyniły się do konsolidacji i integracji pamięci o Polsce pierw­szych Piastów, a z drugiej strony jako o osobie, która utrwaliła w Kronice kanon, w oparciu o który ukształtował się moralny porządek organizacji państwa. Tą podstawową wartością jest od 800 lat wolność jednostki i wspólnoty, posiadających swoją podmiotowość wobec podmiotowości władcy, zmuszonego do szukania porozumienia z narodem, a nie tylko skłonnego do dominacji nad nim i jego potrzebami. Antyczny kostium prze­niesiony przez bp. Wincentego do czasów Kazimierza Sprawie­dliwego – jak pisał Nowak – spodobał się odbiorcom. Ówcześni Polacy zobaczyli w Kronice „ideał wolnej Polski, a w niej wolnych obywateli, podobnych antycznym bohaterom”[2]. Żywot i śmierć św. Stanisława, który miał wstawić się u króla w imieniu ówcze­snego narodu, staje się w opisie cudownego jednoczenia członków zwiastunem powstania suwerennej Polski. Ten związek przyczy­nowo-skutkowy między stanem wolności jednostek, potem na­rodu szlacheckiego, a kondycją suwerennego państwa, później I Rzeczypospolitej, na wieki połączy nasze dzieje, a upadek państwa w 1795 roku stanie się jednocześnie upadkiem wolne­go obywatela. To do nauczania Kościoła i kolejnych papieży będą się odwoływali ludzie Kościo­ła, Paweł Włodkowic, czy prymas Jan Łaski, a potem na straży praw opartych na wartościach – wolności i równości – stać będzie interrex, czyli prymas Polski – urząd stanowiący po śmierci króla gwarancję ciągłości państwa w elekcyjnej Polsce, od czasów Jagiellonów po ostatniego władcę Stanisława Augusta Poniatow­skiego.

Stan duchowny, szczególnie biskupi Kościoła katolickiego pełniący funkcje publiczne w senacie Rzeczypospolitej, przez wieki z racji swej postawy wypełniali definicję polskiego patrio­tyzmu, opartego na republikańskiej powinności uczestnictwa w tworzeniu i obronie prawa, państwa i jego kondycji.

Jednocześnie od wieków księża stali w jednym szeregu z pa­triotami walczącymi o Polskę, gdy tej zabrakło lub działa się jej krzywda. Jednym z symboli pa­triotycznej postawy kapłańskiej został w pamięci zbiorowej – dzięki Henrykowi Sienkiewiczo­wi – o. Augustyn Kordecki, pod którego światłym rozkazem dwu­stuosobowa załoga twierdzy ja­snogórskiej wybroniła klasztor i skarbiec przed zachłannością protestanckiego okupanta, Szweda. Można powiedzieć, że o. Kor­decki staje się – w długim trwaniu naszej historii narodowej – patronem kolejnych pokoleń Polaków walczących z najeźdźcami i okupantami. W każdym powstaniu narodowym, od konfedera­cji barskiej po insurekcję warszawską 1944 roku, w końcu straj­ki sierpniowe 1980 roku, znajdziemy rzesze duchownych nadających moralną siłę Polakom, którzy – łamiąc prawo stanowione – działali zgodnie z prawem wyższym, porządkującym, a nie relatywizującym, czyli boskim. Walczyli bowiem o wolność narodu, a zatem i jednostki.

Bliskość niejedno ma imię

Kapłan będący blisko człowieka to częsty wizerunek księdza towarzyszącego najpierw powstańcom, potem zesłańcom czy więźniom. I tak od pokoleń, od bp. Kajetana Sołtyka, aresztowa­nego posła Rzeczypospolitej, wywiezionego do Kaługi w 1767 roku (przebywał tam do 1773 roku), po Sługę Bożego ks. Włady­sława Bukowińskiego, dwukrotnie aresztowanego i zesłanego przez Sowietów w głąb Kazachstanu, gdzie pozostał ze swymi wiernymi do końca życia, do 1974 roku. Ta bliskość księdza wi­doczna jest w ikonografii, utrwalona przez malarzy, w dziełach budujących naszą tożsamość. „Przysięga” Artura Grottgera przedstawia powstańca składającego przyrzeczenie na krzyż w obecności kapłana. Z kolei, na znanych obrazach Jerzego Kos­saka czy Michała Byliny, ks. Ignacy Skorupka ginie z rąk bolsze­wików, idąc ramię w ramię z żołnierzami – obrońcami Ojczyzny. Jest blisko, najbliżej. Podobnie kapłani zamordowani w Piaśni­cy czy w Katyniu pogrzebani są blisko, najbliżej, w tych samych dołach śmierci co inne ofiary totalitaryzmów XX wieku. Bliskość kapłana opisywana jest w tysiącach wspomnień stanowiących kanon literatury polskiej. Kapelani wojskowi z bp. Józefem Gawliną na czele towarzyszyli Polskim Siłom Zbrojnym, na Wschodzie i na Zachodzie, a także – jak na przykład o. Łucjan Królikowski – cywilnej ludności, w tym dzieciom, uratowanym przez gen. Władysława Andersa z „nieludzkiej ziemi”. Kapelani z płk Tadeuszem Jachimowskim na czele współtworzyli Armię Krajową, a w czasie walk, na przykład powstańczych w Warsza­wie, docierali do konających, sami narażając swe życie. Niektó­rzy z nich, jak bł. Michał Czartoryski OP, oddali wówczas życie, pozostając z rannymi, do końca. Jednym z wielu duchownych, którzy zdecydowali się podążać z żołnierzami, był ks. kpt. Fran­ciszek Błaż, ps. Wiktor Mróz, kapelan Brygady Świętokrzyskiej, z którą przeszedł w pierwszych miesiącach 1945 roku najtrud­niejszy bodaj szlak partyzancki, od Miechowa przez okupowane Czechy do amerykańskiej strefy okupacyjnej w Niemczech. Od lata 1944 roku do maja 1945 roku był z Brygadą, a od stycznia 1945 roku w marszu – cotygodniowa Msza święta, modlitwy i pożegnania zabitych, jak po bitwie pod Pogwizdowem, ale tak­że udzielanie sakramentu małżeństwa i pojednania z Bogiem. Kapłani, więźniowie stalinowskich więzień i obozów, nieśli mo­dlitwę, spowiadali, zdobywali hostię i udzielali Komunii świętej, a bliskość Boga – dzięki nim – wzmacniała i prowadziła do zwycięstwa nad złem. Tę bliskość opisują więźniowie i sami ka­płani. „Pomocą w przetrwaniu dla wielu było życie religijne. W celach, w których przebywali księża, organizowano nawet po kryjomu Msze Święte. Szczególnie ważną rolę mie­li księża do spełnienia w celach śmierci – wspominał więzień, Wiesław Chrzanowski. – W mojej pierwszej celi był ksiądz Truszkowski [Zygmunt Trószyński], marianin – skazany na 8 lat więzienia za skorzystanie z funduszy AK na budowę domu dla sierot po poległych powstańcach przy kościele na Marymoncie w Warszawie. Święty człowiek...”[3].

W codziennej pracy

Walka o niepodległość Polski, tak w warunkach zaborów, jak w latach II wojny światowej czy czasów PRL-u, odbywała się przy czynnym udziale przedstawicieli duchowieństwa. Walka ta mia­ła, rzecz jasna, niejedno imię. Bliskość kapłana obejmowała nie tylko człowieka walczącego czy konające­go, ale także działającego na niwie społecznej, zarówno konspiracyjnej, jak i legalnej. Księży odnajdziemy zatem w różnych kontekstach jako nosicieli polskiego patriotyzmu, nie tylko republikańskiego i in­surekcyjnego, ale także samorządowego (czy zwanego przeze mnie także narodowo-demokratycznym), jak bł. Honorata Koź­mińskiego jako zakonnika, spowiednika i twórcę licznych zgro­madzeń zakonnych, niehabitowych, niosących Ewangelię w głąb społeczeństwa i człowieka. Z kolei bł. ks. Ignacy Kłopotowski i setki innych kapłanów „pokolenia niepokornych” krzewili naukę społeczną Kościoła, nauczając polskości, angażując się w tworzenie kas kredytowo-oszczędnościowych, wydając prasę katolicką i narodową, w końcu – jak ks. Marceli Godlewski – wspierając powstawanie struktur organizacyjnych, na przykład robotni­czych, programowo rywalizujących z marksistowskimi, opartymi na nienawiści i walce klasowej. Podobnie ks. Piotr Wawrzyniak w zaborze pruskim czy ks. Wacław Bliziński w Królestwie Kongresowym, podejmujący dzieła nauczania warstw ludowych gospo­darności, oszczędności i nowoczesnego zarządzania swą ojcowi­zną, „małą ojczyzną”. W okresie II Rzeczypospolitej kapłani starali się otoczyć opieką duszpasterską rozliczne środowiska laikatu, aktywnego w tym okresie polskich dziejów. Zaliczyć można do nich środowiska akademickie, na przykład warszaw­skie, z którymi współpracowali kolejni kapłani: ks. Edward Szwejnic czy jego następca, bł. ks. Edward Detkens z parafii św. Anny. Duchownym, który wpisał się swą niezwykłością w niejedną biografię człowieka tego czasu, był Sługa Boży ks. Władysław Korniłowicz, z Lasek. Polska inteligencja, poszukująca Boga, także po wojnie korzystała z tego miejsca – swoistej oazy, odseparowanej swym klimatem od PRL-u i codzienności w komunizmie.

Kapłani solidarni

Kolejne pokolenia Polaków, aż do czasów stanu wojennego, szukały w chwilach najtrudniejszych pomocy pasterzy. Kapelani „Solidarności” docierali zatem do internowanych, jak ks. Jan Sikorski do więźniów Białołęki. Sami internowani żądali kontak­tu z kapłanem, prawa do udziału we Mszy świętej, jak ci opisani niedawno przez prof. Wojciecha Polaka i dr Sylwię Galij-Skarbińską z Potulic. Tak wspominał pasterkę 1981 roku Stanisław Wajsgerber: „Po raz pierwszy wszyscy razem byliśmy w korytarzu więziennym. Wspólnie mogliśmy się modlić i chwilę z sobą po­rozmawiać, złożyć życzenia. Ksiądz mówił podczas kazania o dobrej nowinie, o narodzeniu Chrystusa, który zwycięża zło, który przynosi światu pokój i wolność. Byliśmy tak wzruszeni, że wszyscy płakaliśmy – proboszcz też”[4]. Z kolei wielu kapłanów, pozostając w swoich kościołach, udostępniało świątynie i salki katechetyczne, by wierni mogli poczuć w kościele (i Kościele) stan wolności. Fenomen kultu­ry niezależnej w świątyniach lat osiemdziesiątych owocował – jak pisał ks. Wiesław Niewęgłow­ski, duszpasterz środowisk twórczych w okresie PRL-u – także licznymi nawróceniami.

Kapłan bliski człowiekowi to też taki właśnie duszpasterz, który dopomina się – w imieniu Boga – o prawo do wolności. Wolność zaś to źródło i fundament polskiej tożsamości, od Ka­dłubka wpisane w naszą zbiorowość. Najbliższy człowiekowi­-Polakowi pozostał zatem do dziś mistrz Wincenty. Przypomniał o tym w swej publikacji prof. Andrzej Nowak, podsumowując: „Został więc na wiele wieków mistrz Wincenty nie tylko history­kiem, ale swoistym prorokiem dziejów najskuteczniejszym w całym ich biegu wehikułem pamięci i wyobraźni zbiorowej”[5]. Ka­płan od wieków był bliski Polakowi. I tak od ponad 1000 lat. A ta bliskość niejedno miała imię.

JAN ŻARYN (ur. 1958), historyk, profesor zwyczajny Uniwersytetu Kardy­nała Stefana Wyszyńskiego, senator VIII kadencji Senatu RP; redaktor naczelny „W Sieci Historii”. Opublikował m.in. książki: „Taniec na linie, nad przepaścią.” Organizacja Polska na wychodźstwie i jej łączność z krajem w latach 1945-1955, Dzieje Kościoła katolickiego w Polsce (1944- -1989) i Kościół w PRL oraz (we współpracy) Polacy ratujący Żydów, Zaczęło się w Polsce 1939-1989, Wokół pogromu kieleckiego i Księga świadectw. Skazani na karę śmierci w czasach stalinowskich i ich losy.

W: Pastores 70/1/2016


[1] A. Nowak, Dzieje Polski, t. 1, Biały Kruk, Kraków 2014, s. 356 i nn.
[2] Tamże, s. 363.
[3] W. Chrzanowski, Pół wieku polityki, Ad Astra, Warszawa 1997, s. 217.
[4] S. Galij-Skarbińska, W. Polak, „Nigdy przed mocą nie ugniemy szyi.” Obóz internowania w Potulicach 1981-1982, IPN – Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, Bydgoszcz-Gdańsk 2015, s. 139.
[5] A. Nowak, dz. cyt., s. 366.







Pastores poleca