(…) Praca za małe wynagrodzenie, umowa-zlecenie podpisywana z miesiąca na miesiąc, brak perspektywy na urlop. Jak się okazało, na tym stanowisku jest spora rotacja, bo mało kto wytrzymuje to psychicznie, a dla mnie to był strzał w dziesiątkę! To, co moim poprzednikom niszczyło zdrowie psychiczne, mnie sprawiało radość, bo mogłem pomagać ludziom. Szybko się odnalazłem. Zadowolony byłem ja, moi pracodawcy i klienci. To naprawdę była łaska od Boga. Uzyskanie wolnego też okazało się nie być większym problemem. Tylko kilka razy potrzebowałem wziąć pojedyncze dni, które bez wahania były mi dane. Dopiero na Wielkanoc był większy problem: potrzebowałem wolnego na prawie dwa tygodnie po to, by przeżyć całe Triduum Paschalne we wspólnocie, a potem, żeby odpocząć w domu. Tak się złożyło, że w Wielki Wtorek kończyła mi się umowa, a nie została mi przedstawiona nowa, więc z początkiem kwietnia straciłem pracę – w sam raz na święta. Nie ukrywam, że miałem wtedy żal, bo gdzie ja znajdę pracę na jeszcze dwa miesiące? Ale przynajmniej przeżyję należycie święta i trochę odpocznę, a później zobaczę. I tak rzeczywiście było. Po powrocie do Łodzi zacząłem pisać CV, żeby szukać nowej pracy. W połowie pisania zadzwoniła moja była szefowa, mówiąc, że pytała w kierownictwie i jest praca na tym samym stanowisku w innym oddziale. Już na drugi dzień rozpocząłem pracę w nowym miejscu. Naprawdę lepiej nie mogło mi się ułożyć. Kiedy potrzebowałem pracy, to ją miałem i była to praca, która sprawiała mi wielką przyjemność, a kiedy potrzebowałem wolnego, to tak Pan Bóg to układał, że je miałem. Przekonałem się, że jeśli Mu zaufam, jeśli się powierzę, to On nie zostaje dłużny – nigdy nie da się prześcignąć w hojności. (…)

KL. GRZEGORZ

Pastores poleca